Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/19

Ta strona została przepisana.

spokojnie ulicą, — najbardziej dla ranie niepojęta rzecz, to powietrze tego miasta! Powietrze, w którem prócz słońca, mgieł, opadów i wogóle całej naukowo przepisanej astronomii, — świecą napewno szczęty starych kości... Unosi się para z dotąd gdzieś butwiejących łez... Słowem to powietrze, przez które opalowym prochem sypie się i świeci Historja... Oczywiście, panie drogi — zwracał się do Zdzicha — niewiele ja z tego mogę zrozumieć... Ale na śpiewaka, to i tak! Prawda?...
— Ździch lubił go ogromnie właśnie za tę prostotę i ciągły entuzjazm.
— Wzięli się pod ręce i nie zważając na panie, zagadani, tłukąc się wciąż o kosze i kobiałki, niesione przez baby wiejskie, rozmawiali serdecznie.
— Ździch słuchał, przytakiwał podziwom profesora, razem z nim psioczył na pomnik Jagiełły, przystawał przed opasanym zielenią, żółtym kościołem św. Florjana — a równocześnie patrzył na żonę i syna, idących przodem.
Gołe łydki chłopca, odzianego w białe ubranko, wiązały się nad brukiem, jak małe różowe filarki. Lewą stopę stawiał Feluś nie na zewnątrz a do środka troszeczkę, podobnie do matki. Więc równocześnie, nie oczyma, a jakby tajemniczem odczuciem rozumiał Zdzich pod połyskującą materją sukni, lewą stopę Maryśki, taksamo stawianą na chodniku.
— Tymczasem zatrzymał ich Smolarski. — A czy pan wie, profesorze, że pan w niewłaściwym miejscu szuka Krakowa?...
— Obaj spojrzeli na niego ze zdumieniem. Tak samo blady był w spiekocie i upale jak zazwyczaj. Właściwie całą jego twarz stanowił dziwny system trójkątów. Czoło węższe od policzków a mięsiste, trzymało się na kilku cieniutkich zmarszczkach. Oczy miał trójkątne jak przykład na „o“, — „Opatrzność“, w starym elementarzu. Usta, z wyciągniętym w górę środkiem wargi, bardzo bliskie włochatych dziurek od nosa. I broda w szpic, szarego koloru, — tej szarej maści, jaką mają na popularnych rycinach, działacze społeczni.
— Poruszał teraz blademi ustami cierpliwie i machinalnie, niby żując wędzidło.
— Jakto w niewłaściwym miejscu?
— A tak, bo w marchwi i w burakach. Zaś marchew i buraki, to młodzież proszę pana!... Wynalazł je uczony francuski około roku 1830... A przedtem? — Mówił to z głośnem chlupotaniem śliny o dziąsła, pozbawione trzonowych zę-