Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/194

Ta strona została przepisana.

W pokoju u Maryśki jadła starszyzna, Zatorski i jeszcze dwóch jakichś sierżantów, z ważnymi pseudonimami.
Młody Ramkie, objektywnie, choć oczywiście z szacunkiem wypytywał o życie oddziału, o sposoby walki, o Piłsudskiego, — który ma się rozumieć, jest bohaterem, — ale społeczeństwo go jeszcze nie zna...
— Ja wam nato zaraz odpowiem, — zapalił się Zatorski. Przy ciepłym, tłustym jedzeniu, wśród ludzi, którzy pamiętali go z tych czasów artystycznych, gdy to się jeszcze gadało o smakowitych odrębnościach duszy, — miło mu było teraz znów zabłysnąć...
— Ja wam powiem!... Co to gadać Piłsudski?! Poco gadać?!... Weź pan honor, weź pan stary obyczaj polski... Dumę strasznego poniżenia i bezwzględna, czystość nadzieji... Ból... Wsadź pan to wszystko na konia.. Niech panu całe Tatry we krwi zachodzą... Niech ku temu zachodowi w dzikim wichrze, szczytami, śpiewając, idzie nasza szara Brygada... Piłsudski, — przodem... Teraz pan dalej maszerujesz, a on patrzy na góry, oblane zgrozą światła i na pana, żołnierza, — któryś jest nic... Któryś jest szara miazga, proch na sandałach Ojczyzny... Kurz, z którego się po wojnie Ojczyzna jednym rzutem otrzęsie...
— Jedzcie, ojcze, jedzcie, — przerywał mu Smolarski, zielony ze wzruszenia. — Podtykał potrawę, głaszcząc Zatorskiego po długich czarnych włosach.
— I wie pan, co mnie boli?..
Profesor Ramkie wybałuszył niepojętnie szklane swe oczy.
— Boli mnie, że to się nigdy nie da napisać... Nastaną czasy, które już nie pojmą piękna naszej niedoli... Oczywiście, to jest dobrze... Po wojnie, pierwsza lepsza dziura polska będzie miała lepsze wojsko, niż teraz my wszyscy!... Będą się dumnie wstydzić naszych szmat i dziadostwa... I to jest dobrze...
— Taki sam, taki sam, — uśmiechał się czule Smolarski. — Możesz pan wojować, nie dojadać, nie dosypiać, już z pana nie zejdzie nigdy ta patyna duchowa...
— Co to znaczy, taki sam?! — oburzył się Zatorski.
— Jakbym siedziała w Czarnym Ośle — przytwierdziła Maryśka, — taksamo pan mówi, czuje... A pamiętacie, — Maryśce zdało się w tej chwili, że wszyscy muszą o tem pamiętać, — jak Zdzich dzielił wtedy części świata, kurczęta rozda-