Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/196

Ta strona została przepisana.

wyszła na czyste niebo Orjentu, a potem, stamtąd, płynęła przez całe wieki, ślicznym obłokiem, drogą na Egipt, brzegami Morza Śródziemnego, — aż do nas...
Tak to wszystkich zajęło, że niewiadomo skąd, zaczęli mówić o kosztownych przedmiotach i sprzętach.
Młody Ramkie wyjaśnił wszystkim ową mądrość czasu, jaka pozostaje w tych rzeczach...
Ciąglewicz nazwałby to bezwzględnością rzeczy istniejących. — (Jednak mimo wszystko, dużo Maryśka skorzystała od niego pod względem wykształcenia)...
Zatorski upierał się, że nie, że sprzęty nie przeżywają człowieka... Umierają wraz z nim, bo razem z nim tracą swą duszę. — Dowodził tego, powołując się właśnie, — na te piękne okazy profesora Ramkiego, które tu stoją. Cóż dziś z nich?... Wszak nie usłużą dzisiejszej potrzebie! Tosamo ze wszystkiem! Dzisiaj ta czapka — to mój symbol, ten pas, — to moja służba... Jeśli mnie jutro nie stanie...
Dziwnie miły był ten wieczór... Jeśli nawet taki Ramkie odtęchnął i takie historje z siebie powyciągał!...
Potem nawet grał im na skrzypcach coś Bacha, czego zupełnie nie rozumieli.
A przygarnięty Ambroży siedział w kuchni, między żołnierzami i świadczył honory okrutne, gmerząc łaskawie w kierpciu.
Poźno w noc się pokładli.
Maryśka zasypiała, przejęta smutkiem i tajonym gniewem, tajoną goryczą do Zdzicha... Że nie jest z nimi, — że z nimi nie poszedł... Pewno dla niej to zrobił... Aby mogła dostawać od rządu pensję...
Obudził ją jakiś trzask, hałas, charkotanie... Ranek, noc, sen, czy mgła?!
Podniosła się na łóżku. W szarym brzasku, między złoceniami, szamotał się stary Ramkie z panią Biernacką...
Maryśka nie mogła w pierwszej chwili zrozumieć o co im chodzi... Z ulicy leciały niezmiernie bliskie echa strzałów, — matka w spódnicy, bez bluzki broniła się, stary żyd wyrywał jej z rąk jakieś obrazy...
— Nie dam, nie dam!! Na tym samym domu, dobrze, na tym, gdzie mieszkam! Na sklepie nigdy!! Słyszysz? Nigdy!!...
Stary Ramkie odpowiadał coś poprzez charkotanie chrypy, które toczyło mu się z gardła.