Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/207

Ta strona została przepisana.

czyniu... Niby frywolny anioł złotowłosy na porcelanowej kuli świata w rokokowym pokoju...
Ach, — Zatorski miął ważny interes do tego chłopca. Ze ojciec ich w marszu... Że ojciec ich w marszu...
Objęła go zimna chmura, z której raz jeszcze ocknął się przebudzony chłodem straszliwym... Dokoła pierzchły ciemne, wirujące myśli, wpadając między worki, szynki, kiełbasy i wagi, z łopotem skrzydeł...
— A sio, a sio, — a sio, — wiał mróz za niemi... Z odmętów tego mrozu wśród szelestu piór, wśród ostatnich, drżących kłębków spłoszonego cienia doniosło się aż tu, do uszu Zatorskiego srogie wołanie Jehowy: — Wygonić, wygonić te kury!...
Stary Ramkie rzucił za niemi opałkę i wyszedł z owsem do kuchni...
— Trzeba tam patrzeć za tym chorym, — pospali się obaj z Ambrożym... Jeszcze się co złego przytrafi...
Zaraz przybiegli do łoża Zatorskiego, — który wymiotował...
Obrządzili go, jak mogli... A potem siedli stroskaną gromadą w cieniu... Zatorski kłapał zębami z zimna... Oczy mu zaszły, zamgliły się... A potem, jedna za drugą, biły na twarz czerwone zorze wielkiej, ostatniej gorączki...
Siedzieli tak, niewiadomo, jak długo... Wiatr targał tłusty płomień lampy, ciężkie wozy rzęziły na kamieniach gościńca, to znów cichło — i słychać było dreptanie całego domu...
Maryśka popłakiwała, — że jednak nie zawezwano do niego księdza — możeby chciał, Smolarski patrzył spokojnie na twarz Zatorskiego.
Więc oto tak, oto tak... — I nic więcej nie umiał pomyśleć... A potem odpoczywał wzrokiem w uchylonych drzwiach... Widać było przy piecu dwie baby w kieckach zamaszystych, krzątające się koło wypieku chleba. Kuchnia grążyła się w złotym przydymionym świetle, jak stary obraz...
Smolarski wstał, wyminął ostrożnie kilka worków, wziął z okna tych parę czerwonych jabłuszek i położył obok Zatorskiego...
— Widzi pani, — rzekł, układając je po obu stronach, — niechże sobie to zabierze do grobu, biedny syn marnotrawny... Tak zginąć!... Syn marnotrawny... I nato, żeby tych głupich opłotków bronić, trzeba, aby tak zdolny człowiek...