Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/211

Ta strona została przepisana.

patrzyła na chodnik, — może zobaczy odrazu kogo znajomego?!
Wtedy ten znajomy, — (kto?) spostrzegłszy ją, radośnie podbiegnie do dorożki... Woźnica zatrzyma konia... Ten znajomy, oparłszy rękę na koźle, mówiłby do niej, podziwiał, że, — tak a tak, sama daje sobie rady i jeszcze z synkiem (jak się masz zuchu!)... Onaby zaś patrzyła z góry, przechylona, opalona, — od czego jej szare oczy nabierają głębi...
Poprostu, — jak osoba dystyngowana i zamożna...
Akurat stróż Hałas polewał przed domem ulicę.
— Jak się macie, ojcze! Nie myślałam, że się jeszcze kiedy zobaczymy!
Przytaknął, kłaniając się, niewiadomo, czem bardziej, — czapką, czy wężem gumowym.
W sieni ogarnęła Maryśkę wesołość. Wszystko to w końcu, jak przygoda, — wyjazdy, przyjazdy, tu, tam, ówdzie... A czerwone szybki w korytarzu, po dawnemu, — jedna wybita, druga krzywo wprawiona!...
Zasępiła się dopiero, dzwoniąc do drzwi swego mieszkania... Tak, jakby wcale nie było ani tej wojny, ani tego roku, ani tylu zdarzeń okropnych... Metalowa blaszka „Zdzisław Miechowski“ wisiała sobie najspokojniej...
Stróż nie chciał wstawiać rzeczy do mieszkania. Ruszał plecami, czochrał się: — To już wielmożna pani tu zaraz co da, — taki zabłocony od tego polewania, nie będę wchodził.
Zawsze był niedołęgą ten stary Hałas.
Otwarła Maryśce służąca, ale nie Nastusia, tylko jakiś obcy mały grzmot, z czerwonymi pryszczami na śliskim czole i w białym fartuchu, — proszę, proszę...
— Pani niema, ale się pani państwa spodziewała.
Maryśka nic nie mogła zrozumieć... Czy Nastusia pod — najęła komu mieszkanie? Sama zaś wcale tu nie przebywa?...
— A jakże ci na imię? — zapytała stanowczo jakby to mogło wyjaśnić wszystkie wątpliwości...
— Zosia, proszę pani, — syknął grzmot, uprzejmym ciurkiem wąskich warg.
Bardzo się ta służąca nie podobała Maryśce. — Więc moja Zosiu ztaszczysz mi tu zaraz te wszystkie toboły.
Maryśka weszła z przepokoju do jadalni i aż ją cofnęło... Feluś też stanął przy stole zdumiony, szukając niepewnymi oczyma dawnych miejsc. Aż ją cofnęło do przedpokoju... Lecz tu też tyle było zmian!...
Na drzwiach firanki, czerwone, pluszowe... Przecież Ma-