Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/212

Ta strona została przepisana.

ryśka nigdy nie miała nic podobnego... Z jakimiś pomponami ze strzyżonych baziów, czy z włókien jedwabiu?... Pod sufitem niezwykła lampa. Maryśka odkręciła światło. Tak jest, śliczne tęczowe szkło, czy nawet kryształ... Poprostu rajskie blaski...
— A dawno ty tu jesteś, Zosiu?...
— Już dawno proszę pani, — westchnęła służąca, wypinając czołobitnie brzuch naprzód.
Jadalny pokój taksamo, — ten i nie ten... Kredens ich, dawny, stołki nowe, wysokie, gotyk w skórze wytłaczany. Na kredensie serwis na likiery, na dwanaście osób...
— Jakie szable! — ucieszył się gwałtownie Feluś.
Fotografje Maryśki i Zdzicha wzięte były w kąt skrzyżowanych szablic kozackich. Dokoła zaś, na całej ścianie pełno fotografji, przeważnie młodych oficerów, z nieczytelnemi dedykacjami.
Czyżby Nastusia wzięła obce sprzęty na przechowanie?... Z tego, co stało, wynikałoby, że są to rzeczy po jakimś kawalerze i to workowym...
Kwiaty, jak się rozrosły! — Spojrzała przez okno. Na ulicy nikogo, tylko skwar, — aż biało na chodnikach.
A może ten kawaler zginął już, — przemknęło Maryśce przez myśl, — może rodziny nie miał żadnej i teraz odziedziczyłoby się to wszystko?...
Radość i nadzieja mięszały się z niepokojem...
W sypialni, — nie do poznania... Nic dziwnego, że Feluś nic sobie nie mógł przypomnieć... Maryśka sama... Zosiu, — Zosiu! — Słucham pani...
— O jakiejś ty pani mówiła?..
— O mojej pani, o pani Natalji, do usług.
W sypialni nie było łóżek, — ależ właściwie nic tu nie zostało z dawnych rzeczy!...
Kazała się umyć Felusiowi, który zaraz potem buchnął się na kanapę.
I pokój, ten pokój z osobnym wejściem, przytykający dawniej tylko platonicznie do ich sypialnego, — łączył się teraz z mieszkaniem... Poprostu, mimo, że była u siebie nie śmiała się roztasowywać... A fotografji wojskowych wisi tu jeszcze więcej, niż w jadalnym. Różni oficerowie, nawet legjoniści, okrągłymi oczyma patrzący z czekoladowej oddali retuszu.