Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/217

Ta strona została przepisana.

zostało do łóżka, po umyciu się (ta szelma Nastka miała pięć gatunków różnej wody kwiatowej) zadekretowała Maryśka stanowczo, że będą z sobą, na „pani...“
— Tak będzie i basta!...
Nie dzieli je znów tak wielka różnica, zaś majątkowo rzecz biorąc!... Czyż Maryśka nie musi, zaraz dziś zasięgnąć na mieście języka, rozpatrzeć się między znajomymi, gdzieś coś nawiązać i szukać jakiejś pracy?...
Coby Zdzich wołał, — myślała, idąc skwarną ulicą, — żeby „posypała głowę popiołem“ i wzdychała bezczynnie, czy też woli, że żona jego, mimo wszystko, stara się życie za ogon złapać?...
Janiny nie zastała... Wyjechała gdzieś ze szpitalem, czy z jakimiś chorymi...
Przechodząc koło bibljoteki Jagiellońskiej, w spiekocie popołudnia, przypomniała sobie, że tu przecież pracuje Ciąglewicz..! Mogłaby odrazu wszystko wiedzieć... Ale nie, — toby już był zbytek łaski...
Miasto wcale nie ucierpiało przez wojnę... Tylko planty poasfaltowali, podobno, żeby tym sposobem zachęcić cesarza Wilhelma do sprawy polskiej...
Gdy zwiedzał Kraków...
Maryśka z pewną dumą kroczyła po asfalcie, jakby przez to cząsteczka wielkiej, państwowej myśli i jej przypadała w udziale...
Pod uniwersytetem przypomniało się jej o Zatorskim... Ileto zawsze gadania było o ten doktorat! Jeszcze ją czeka oddawanie relikwji po poległym... No, — ale ona tego robić nie będzie... To mężczyzna jakiś... Najlepiej, — stary Karowski, — sam powstaniec, — dużo przecierpiał... Tradycja...
Nawet mogłaby tego użyć teraz, jako zamówki...
Karowskich też nie zastała. Wyjechali. Gdzież się ludziska tak włóczą?... Niby wojna, a przecież widać wyszperali sobie jakąś przewiewniejszą dziurkę na lato...
Na prawo od Maryśki biegła ogromna aleja ku kopcowi Kościuszki, pusta w tej chwili. Tylko między konarami drzew brzęczał złoty upał, szemrząc cicho w popielatych rowach...
Więc nikogo niema... — Z głębi aleji, szły dalekie obrazy minionych chwil, zamknięte w sobie i dziwnie wypoczywające... Maryśka ziewnęła tak mocno, że aż jej łzy wystąpiły pod powieki... Więc co?... Ani nie powiedziała, ani nie pomyślała sobie, że do Ciąglewiczów, — lecz poszła w tę stronę.