Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/219

Ta strona została przepisana.

A Maryśka (rzeczywiście wojna wyrabia ludzi) rzekła odrazu: — Zresztą ważniejsi są żywi, niż umarli...
W myśl powyższego zaczęli znów rozmawiać o Ciąglewiczowej...
Stanęło na tem, że Ciąglewicz „rozglądnie się“ i będzie myśleć dla Maryśki o posadzie, ona zaś na razie, póki „i tak“ nie ma żadnego zajęcia, poświęci chorej trochę czasu...
Wszystko to było szczere, proste i przyjacielskie. Widok Ciąglewicza wcale jej nie wzburzył, ani wogóle „danej sceny“ nie przypomniał...
Pod tym względem, — jakby nigdy nic... Ale zastanowiła Maryśkę — gdy położyła się do łóżka i zgasiła światło, rzecz inna... A mianowicie to, że jest pewna siebie, że nie słyszy z nikąd szumiącej fali niepokoju... Że to mieszkanie, tak pozmieniane obcą ręką, bawi ją tylko trochę, — i już...
Szukała w świetle księżycowym jakiegoś powodu, któryby ją poderwał z pysznych materaców nowego łóżka Nastusi, jakiegoś wątka wyrzutów, jakiegoś szeregu myśli... Jakto są takie myśli z przeszłości, co stąpają po samym sercu... Człowiek im wszystko ofiaruje — a te, nienasycone nie odchodzą i nie odchodzą...
Myślała też o tem, że dalekość jest rzeczywiście dale — kością... Cóż mogła była wiedzieć z przetłomaczonej przez biuro szwajcarskie, nie Zdzicha ręką pisanej, kartki? — Cóż mogła wiedzieć o nim?...
Nagle aż usiadła od tej myśli, która przeszyła ją na wskroś: — Jestem w hotelu!... Wszystko jest hotelem!...
Ze ścian patrzyły na nią oświetlone księżycem fotografje nieznanych oficerów, a dragoński hełm, powiększonego nad biurkiem pułkownika, wyginał się, jak róg...
Mogliby mnie wszyscy oni teraz nagą widzieć i wszystko mi jedno, wszystko przemija i nikt nic nie rozumie...
Zasnęła zwinięta w kłębek, z kolanami pod brodą, uszczęśliwiona własnem ciepłem...
Na drugi dzień dostała do łóżka bukiet, róż, wszystkie białe, jak śnieg, osypane świeżą rosą... Biały kolor oznacza przyjaźń niewinną...
Musiała się komuś pochwalić. — Niech pani patrzy, Nastusiu, — jaki pan Ciąglewicz elegancki... Jakie śliczne róże mi przysłał!...
— Pan Ciąglewicz? — Nastusia uniosła się na łóżku, przyczem jej pierś duża i biała wysunęła się z koronek koszuli. —