Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/220

Ta strona została przepisana.

Te jeszcze jedyny z państwa znajomych, jak się patrzy... — Przytwierdziła Nastusia.
Ale Maryśka nie wdawała się w dłuższą rozmowę, bo ostatecznie mogła była sobie Nastka tę pierś zasłonić... Już tak znowu, zupełnie za pan brat, — to nie idzie...
Zobaczyła nareszcie tę Ciąglewiczową. Widać ani wieś, ani dobre pochodzenie zdrowia nie zastąpi...
W czasie dnia leżała, biedactwo, w jadalnym pokoju, aby czuwać nad porządkiem.
Nerki, nerki, — myślała Maryśka, — czyli poprostu jakieś nieporozumienie z moczem... Zapewne pod skórą, tuż pod skórą przelewa się ta uryna — i stąd ta żółtość...
Żałowała serdecznie Ciąglewicza. Pielęgnowała starannie jego żonę, uważając, że w ten sposób pracuje dla swej przyszłości... Bo Ciąglewicze zaciągają u mej dług wdzięczności...
Z drugiej strony — towarzystwo Nastusi, wyganiało ją z domu... Nastka przyjmowała wciąż jakichś krewnych, których się wstydziła przed Maryśką...
— To proszę mojej drogiej pani, ludzie prości, nie umieją się oszlifować.
Więc przez delikatność Maryśka usuwała się... Ci krewni odbywali jeszcze widocznie jakieś spadkowe stypy po wuju, — pili, palili, jedli... Trzeba było potem wietrzyć... Ale kto wyrobił komorne za cały rok, — ten ma prawa...
Nie miła była Maryśce ta cała sprawa komornego, a jeszcze bardziej krępowało ją to, że Nastka miała więcej od niej pieniędzy...
Cóż tu dużo mówić... Maryśka goniła ostatnim groszem, — a tam przelewało się poprostu!... Te obiady, kolacje, śniadania, — to już nie jest dla żony profesora gimnazjalnego w niewoli, z dzieckiem. Żeby to Maryśce klapnął taki „wujo“...
Nie tylko jako osoba z towarzystwa, ale także jako kobieta cierpiała z powodu tego wspólnego mieszkania... Nastusia miała lepszą od niej bieliznę, — równać nawet nie można!... Prawdopodobnie w celu pokazania bogactw swych, nie krępowała się w negliżu zupełnie.
Z łazienki, do łazienki, tam, z powrotem, w jakichś pantofelkach ze ślicznej białej skórki, w opadających czarnych pończochach jedwabnych, z włosami rozpuszczonemi (prawda że były długie, ale zato grube, jak końskie włosie) w koszuli batystowej, przez którą pod słońce widać ją było, jak nagą...