Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/23

Ta strona została przepisana.

Wszyscy mieli przez czoła idący odcisk czerwonej pręgi od kapeluszy, niby wąziutką wstęgę uczty...
— Tak jest, — śmiał się Kałucki, — dajcie mi się tak wyrazić!... Jak na śpiewaka, to i tak!...
Między pękatemi butelkami węgierskiego wina, wśród czerwonych wysepek rzodkiewki, między złotemi krążkami masła i czerwonym sektorem holenderskiego sera, stały trzy, oplecione zgrabnie słomą, butelki włoskiego Chianti.
— Nasze stare, kochane, zmanierowane Chianti! — wykrzyknął Zatorski.
— Więcej się po nim spodziewały wonne uczennice — po człowieku, który pisze wiersze?! Jakie wiersze? Czem? Tą żółtą, trochę nalaną twarzą?... Tymi kłaczkami czarnymi, rozsypanymi po policzkach?... Tą grubą wargą, czy oczyma, mętnymi jak ołów?... I dlaczego Chianti ma być zmanierowane?
Panie powpinały sobie polne kwiaty we włosy, za paski, lub na pierś, panowie w butonierki.
Zdzichowi było trochę żal, bo się żonie jakoś żabocik rozsunął i w białej głębi dekoltu ukazała się pomarańczowa granica jej małych, wdzięcznych piersi. Przez przyzwoitość, a właściwie przez zazdrość dał jej znak, żeby sobie to zakryła...
Sam zaś przysiadł się do dwóch uczennic, podniecony tem, że są trochę umalowane. — Ci wszyscy ludzie teatralni mają dziwnie bolesną rozkosz na twarzach, a pachną, jakby mieli przypieczoną skórę... Odurzająco pachną.
Przysiadł się do nich i chrupiąc rzodkiewkę plótł proste, celne głupstwa o mężach, księżach, grzechach, pokutach, postach, w czem wszystkiem wiele było niewinnej chęci i sztubackiego apetytu...
Tymczasem pani Maryśka śmiała się do rozpuku ze Smolarskiego, dlatego, że mu się uszy przy jedzeniu rzodkiewek tak ruszały.
— Ależ kiwają się panu, każde całkiem osobno. Mógłby ktoś pomyśleć, że żywe są i samodzielne, a pan nimi nie włada.
Przechyliwszy się przez stół wzięła — potrzymać Smolarskiemu uszy, bo przecież tak, — to panu ciężko!
Zdzich cieszył się, że żona jest swobodna i śmiał się do uczennic jeszcze weselej. Od czasu do czasu patrzyli na siebie z Maryśką bliskim, najmocniejszym wzrokiem, który znaczył: — Nic, nic. Wszystko głupstwo, ty przecie wiesz!...