Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/236

Ta strona została przepisana.

Czytała to kiedyś w Krafft-Ebbingu...
To też jeszcze bardziej ucieszyła się Adolfem.
Przyleciał w niedzielę rano, zawsze w tym samym młodzieńczym kapeluszu skautowskim. Ucałował serdecznie obie jej ręce i zaraz, — żeby mu dała Felusia na spacer i że będzie tu wieczorem w pewnym bardzo ważnym interesie...
— Dla pani dobra...
Wieczorem, gdy usiedli pod lampą do herbaty, zobaczyła, jak zmężniał... Opalił się. Oczy mu złagodniały, w ciemnej oprawie, jakby ze skórek śliwy, a takie czarne!...
— Wąsy panu już rosną...
Podniósł dwoma palcami z dumą sztubaka, ciemny puszek.
— Cóż rodzice?
— Nic... Po dawnemu, wszystko po dawnemu... Ale to wszystko później. Na razie...
Dopiero, gdy Feluś usnął, Adolf przystąpił do rzeczy...
Na wstępie pocałował Maryśkę parę razy w rękę, zmięszał się i utknął... A potem, patrząc w jeden punkt przestrzeni wyrecytował. — Pani nie wie, gdzie pani mieszka... I co się stało... Nie wiem, co ludzie i jak ludzie... Ja, co do siebie... Nie idzie o przekonania... Wszystko jedno... Kwestja honoru... Zresztą, jak kto czuje... Powiedzieć taką rzecz jest bardzo trudno... Ale pewnych spraw w stosunku do osób...
Jestem męzczyzną i powiem... Tak jest!! Pani mieszka w domu publicznym!...
Zasępił się, usta mu zsiniały z wrażenia.
— Panie Adolfie, pan bredzi!
Wówczas Adolf w szlachetnem oburzeniu ukląkł na kanapie i złożył ręce, jak do modlitwy: Klnę się jedyną rzeczą, którą kocham, klnę się na Piłsudskiego, — że w domu publicznym!...
Jakaż obrzydliwa historja. — Po wyjeździe Maryśki, dowiedziawszy się, że Smolarski, który się miał mieszkaniem opiekować, też uciekł, — Adolf postanowił pilnować...
— Pani Zatorska i mieszkanie pani, pani Marjo, to były dwa moje zadania, dwa moje hasła! Wiem wszystko!...
Teraz odrazu rozwiązała się zagadka śmierci wuja...
Ładny wuj!
Więc tu, tu gdzie żyli oni, kiedyś, jako małżeństwo, tu gdzie Feluś na świat przyszedł, gdzie przecież mogła