Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/237

Ta strona została przepisana.

była umrzeć Maryśka, — tu, ta szelma!... Jeszcze jakąś drugą miała z miasta podnajętą!... Więc całe dnie i całe noce same orgje!...
— A czemuż stróż!?! Jako dozorca domu?!!
— Stróż świetnie na tem wychodził, gospodarzy niema, połowa lokatorów uciekła...
Adolf śmiał się głośno z całej tej historji o spadku.
— Niech pani temu nie wierzy! Te fotografje, ci oficerowie, to wszystko kochankowie...
Adolf mówił o tem Smolarskiemu, błagał go.
— Ale Smolarski fujara, bawi się w „idjotę“ Dostojewskiego, zwątpił o wszystkiem, nawet o Ojczyźnie i podnosi upadłych ludzi...
Maryśka podziękowała spokojnie, — och, godność, godność, — zamknąwszy za Adolfem drzwi.
Płakała do późna w nocy na cały świat, na krzywdę i na siebie. Ona też, ona też...
Wyrzuciła ze swego łóżka całą pościel Nastusi, zapowietrzoną, przeniosła się odrazu do trzeciego pokoju.
O tak, teraz wiemy, naco on był podnajęty!... A myśl że w tym samym pokoju i ona też, ona, Marja Miechowska!..
Teraz zaraz, w nocy wyrzuciła wszystkie kwiaty od niego, które jakoś dotąd stały mimowoli w wazonach, — rzuciła do kubła...
A, Nastka, żmija niegodna, taka odpłata za naukę? A ona Maryśka też w tym samym szlafroku... Wyrzuci ją, natychmiast ją wyrzuci...
Obfite łzy odkupiły wszystko, przynosząc Maryśce znaczną ulgę.
Nie spała całą noc. Rano zaraz wyprawiła służącą na miasto. Gdy rozległ się potrójny umówiony dzwonek Nastusi, zamknęła Felusia w trzecim pokoju na klucz i wyszła otworzyć.
To się skończy odrazu w przedpokoju...
— Żeby mi cię tu więcej nie było, rozumiesz! Ty!...
Nastusia pod rondem nowego zielonego kapelusza zbladła, jak płótno.
— Zabierzesz mi się stąd odrazu! Raz dwa!... Szkoda czasu... Wiem wszystko...
— Co pani wie?! — Blade usta Nastusi uniosły się ku górze drżącym wygięciem.
— Wiem wszystko od początku do końca! Rozumiesz!