Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/239

Ta strona została przepisana.

zaniec... Jak ta śliczna dziewczyna z oleodruku, który zazwyczaj wisi u dentystów... Dziewczyna z rozpuszczonymi włosami, z kamiennym wyrokiem na szyji a obok kat...
— Więc co się stało? — zapytał Ciąglewicz.
Opowiedziała mu wszystko. Stwierdził, że to straszne, okropne, ale nie zdziwił się zupełnie...
— Pan to przyjmuje tak spokojnie?!
Gorzki uśmiech rozszerzył mu usta. — Podłość ludzka jest tak wielka!...
Kazała mu przyjść wieczorem, albo, — bo nagle godność ją objęła niezwyciężona, do ostatniego tchu: — Albo, może pan nie ma czasu, to sama sobie poradzę?... Udam się na policję...
Połowy rzeczy Nastusi do popołudnia już nie było... Na stole kartka od Smolarskiego, — że resztę zabiorą ludzie jutro rano...
Maryśka nakazała stróżowi natychmiast, — nie wiedział teraz stary Hałas, gdzie ma oczy podziać ze wstydu, — znosić rzeczy ze strychu.
Należała się tym gratom satysfakcja. O — teraz właśnie wytrwa Maryśka na stanowisku, zostanie w tym mieszkaniu, za nic go nie opuści, — musi nastąpić zupełna rehabilitacja...
Tylko pieniądze!?...
Nie chciała się zwracać o to do Ciąglewicza, ale musiał jej przynajmniej poradzić... Nie dość, że upadła, nie dość tego wszystkiego, — ma być jeszcze winną słudze?...
Dopiero szarówką, gdy się przyciemniły kontury sprzętów, gdy z naprzeciwka zabulgotał jakiś codzienny walc, — przyszła Maryśka do przekonania, że jest wielka różnica między nią a taką Nastką...
Ciąglewicz szalał, błagał, prosił, kochał, — tu było przecież uczucie... Nawet równać nie podobna!
Przyszedł wieczorem, w oznaczonej godzinie, nabrzmiały powagą chwili, akuszeryjnie przyjacielski...
— Może nie powinnam zwalać panu na głowę tych kłopotów...
Zaprzeczył... Strzepnął palcami, jakby te kłopoty były piórkiem wobec tych cetnarów, któreby dla niej pragnął dźwigać...
— Pan ma przecież dość kłopotów z żoną...
Uniósł brwi, jak człowiek, który wie, że każda doskonałość rodzi się jedynie z bezgranicznej miary cierpienia...