Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/240

Ta strona została przepisana.

— Więc radźmy...
Zasiedli przy stole, Ciąglewicz wziął ołówek do ręki i czekał. Po długim kołowaniu ustalili cyfrę tysiąca pięciuset koron...
Napisał to na szczycie pustej stronicy. Niżej miały następować plany...
Maryśka, ufna w jego siły, aż kucnęła na krześle, wlepiwszy w papier zaciekawione spojrzenie... Ciąglewicz wyciągnął srebrną papierośnicę stuknął mundsztukiem o kant, zapalił, przyjrzał się ognikowi, — i zamyślił...
Miła, dobra otucha wstępowała już w Maryśkę... Jeddnak w takich przełomowych wypadkach może radzić tylko mężczyzna...
Ciąglewicz postawił pod cyfrą kilka trójkątów, floresów, — cieniował je skrupulatnie i myślał...
— Proszę pani, — rzekła nagle, patrząc przez okno na pierwsze, rozbłyskujące gwiazdy. — Całą tą sumą, w tej chwili tak odrazu nie rozporządzam...
Maryśka, zamarła bez ruchu na krześle. W głowie jej, jakoby przez całe czoło, od skroni do skroni, rozsiadło się jedno szerokie słowo, — „zapłata“!...
Ciąglewicz mówił spokojnie, że całej sumy nie mógłby na razie z nikąd pożyczyć... Sam też taką gotówką nie rozporządza... Ale mimo to nie zawiedzie, dotrzyma ewentualnie obietnicy i całą Nastusię spłaci, powiedzmy w przeciągu czterech miesięcy...
Przerwała mu: Ależ to był żart, nonsens, poprostu tylko zdenerwowanie!...
Maryśka czuła, że jeśli teraz nie udowodni sobie, iż jej „upadek“ spowodowany był prawdziwą namiętnością, — to chyba utopi się, albo zabije...
Dla tego doświadczenia postanowiła wszystko poświęcić...
— Napije się pan herbaty? — Ależ nie, nie obrażam się, nie mówmy już o tych pieniądzach. Mam już inne rozwiązanie sprawy...
Dała mu tej herbaty i rozmawiali. Ciąglewicz zrazu był jeszcze sztywny, ale potem „zaczęło mu przechodzić11... Ujął jej rękę.
Dała mu ją, — baw się, baw, igraj z prawdziwem nieszczęściem...
Objął ją za kolana? Przysunął się, objął przez piersi?