Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/242

Ta strona została przepisana.

uszlachetnienie w obliczu ludzkiej niedoli, — jednym ruchem ściągnęła przez głowę, batystową swą koszulę...
Potem, później, na drugi dzień i jeszcze później wstyd jej było, że wmieszała w to Zatorskiego... Jego bohaterski cień... Ale umarli prowadzą żywych, — i to jest prawda...
Wybrali się tam wieczorem. Ciąglewicz przyszedł, nawet, jakby trochę uroczyściej ubrany, co bardzo przyjemne sprawiło na Maryśce wrażenie. Pod pachą niósł swą skórzaną teczkę docenta, ze skryptami Zatorskiego.
Maryśka dała mu zawiniątko w malutkim kuferku.
— Czy to jest wszystko? — spytał dla ścisłości.
— Wszystko... Jak te rzeczy wtedy Smolarski z Ramkiem zawinęli — tak zostały.
— A jak ci się podoba teraz moje mieszkanie? — Bo postawiła na swojem i z Nastusi śladu nie zostało.
Na miejsce rozbuchanego szychu wróciły skromne meble Zdzichów. Aby Ciąglewicz nie myślał, że ona brzydzi się sobą teraz, aby zrozumiał, że potrafi patrzeć przeszłości prosto w oko, rozstawiła te rzeczy tak, jak były przedtem.
— Podoba ci się mój kochany?
Stali na środku sypialni, oboje w płaszczach, on z kufereczkiem, ona z jego teczką, niby nowi goście, którzy oglądają numer w pensjonacie...
— Wolę moje stare madeje (nazwą tą określała swe łóżka bez materaców), niż tamte zbytkowne, wstrętne, — brrrr...
Ciąglewiczowi podobało się to bardzo. Uważał, że okazała dużo delikatności, a widok tych właśnie dawnych jej mebli, ich dawne rozstawienie, napełniało Franciszka gorzkim, lecz silnym pożądaniem...
Wzięli dorożkę i już o zmroku pojechali, Zdziwiła się że nie za kolej jadą.
— Nie, nie za kolej, Zatorska mieszka teraz pod Wawelem.
W czasie jazdy nic do siebie nie mówili, chłonąc skupienie swego szlachetnego uczynku... Ciąglewicz zatrzymał dorożkę na Grodzkiej, tam, gdzie się już zaczyna Wawel.
— To tutaj?...
— Nie, nie tutaj. Ale może ten kawałek przejdziemy piechotą.
Rada była, że oto jej przyjaciel, chociaż uczony i docent, ma też swoje poetyckie fantazje.