Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/246

Ta strona została przepisana.

A potem, gdy nareszcie przetarły się te krzyki i wypłynął z nich długi, równy płacz, posypały się też i z oczu Maryśki gęste łzy... Wszak ona też nie miała męża, też musiała się tułać zdana na łaskę i niełaskę... Ona też cierpiała uwiedziona przez obcego człowieka, który z pewnością nie szanuje jej, jak powinien...
Ciąglewicz wyprowadził ją dyskretnie, oprowadzał dokoła Wawelu, opowiadał o jakiejś pracy i zasłudze, przed jakąś sutereną...
— Tu, proszę pani, urodził się i wychował Wyspiański, — mówił Ciąglewicz, stukając końcem żółtego trzewika w żelazne kraty sutereny, — i cóż i cóż?...