Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/25

Ta strona została przepisana.

ku. Kieliszek się perlił brylantowo, po kosmatym brzuszku butelki chodził złotawy cień.
Krawatka się Zdzichowi na bok przekręciła, co mu trochę szewski wyraz nadawało, ale duża broda błyszczała świetnie. — Nagliłem, piłowałem go, żeby szedł, żeby się spieszył, bo trzeba taką chwilę, jak ta, za łeb brać, chwytać... Inaczej ucieknie... Zaczynać, brać, śpieszyć się, żyć, bo nigdy dość szybko za radością się nie nadąży...
— Mówca, mówca — wołano ze wszystkich stron. — Tak jest, nie nadąży się! Mówca! Więc już, — toast, odrazu wznośmy toast!
Nikt nie wiedział na czyją cześć, lecz wszyscy się podnieśli i wszystkie kieliszki zbiegły się w powietrzu. Utworzyła się więc nad białym obrusem ze złączonych razem kieliszków wina, jakby lampa złota, od której wielobarwną gwiazdą, szły promieniami, różowe ramiona kobiet i czarne rękawy panów.
Tymczasem służący przyniósł dwa półmiski kurcząt i kotletów i w dużej sosierce mały francuski groszek.
— Cała geografja, proszę państwa — śmiał się Zdzich nad półmiskiem. Niewiadomo dlaczego wszyscy nie rozumiejąc jeszcze dowcipu, wybuchli śmiechem. Cóż dopiero, gdy dowcip się wyjaśnił... Zdzich, jako nauczyciel geografji, rzucał swój przedmiot na pastwę zabawy. Któż to mógł zrobić lepiej od niego?
— Kto chce Cypr? — wołał, pokazując wbitą na widelec wątróbkę... — Kto chce Afrykę?! — oznaczało to tęgie półkurcze. — Kto chce Galicję i Lodomerję?! — tu ukazał się na widelcu chudy żołądeczek, jak dwa bliźnie bobki, cienką złączony przeroślą.
— My chcemy! Ja!!! My!
Rozpoczęła się żartobliwa awantura z podziałem podróbek.
— Kto chce Królestwo Polskie — wykrzykiwał dalej Zdzich (oznaczał je kotlet cielęcy, wystający z twardej kości żeberka). Kto chce Bałkan?! — Był to kurczak, na którym, niedostatecznie spojona białkiem bułeczka tarta wydęła się, tworząc tłuściutkie, złote góry i doliny.
— A ja będę walczyć o wolny dostęp do morza, — rzekła panna Janina, czyniąc aluzję do tłustego sosu, który rumianym obrębem występował po brzegi półmisków.