Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/266

Ta strona została przepisana.

mnieli... Zaczęli mówić, jedno przez drugie, w mroku starych płaszczów, — że wszystko idzie źle!...
Karowska — że tyle pomarnowano, że nic do rąk żołnierzy nie dochodzi, że w Lidze Pogotowia rządzą młode nieroby, że poziom moralny... Jak szare gęsi... Katowski — że ostatnia wiara podcięta, on który wszystkoby rzucił, teraz nagle zwrot, antiwerbunkowe hasło, — jakiś obłęd...
— Przecież Piłsudski mój dawny druh... Przecież znaliśmy się...
Staruszek ściśnięte kułaki przyłożył sobie do skroni... Wówczas Karowska przerwała mu nagle i wystąpiwszy naprzód, wparła swe ołowiane spojrzenie w oczy Maryśki: — Wie pani, co zrobiłam?! Wzięłam męża z tej polityki i dałam z powrotem do biura... Ot, co zrobiłam...
Karowski cofnął się ku szaragom, pod japońskie wachlarze, które sterczały po obu stronach jego głowy, niby olbrzymie, wielobarwne uszy.
— A jeszcze, westchnął z pod ściany, — Adolf, Adolf...
Maryśka i bez nich wiedziała, co się dzieje z Adolfem. Chłopak trząsł się na starych z oburzenia... Uważał, że matka zupełnie już zgłupiała, choćby od tego jedzenia... Bo teraz ciągle je na zapas... Poprostu na zapas... A ojciec...
— Ojciec bardzo się męczy, — łagodziła Maryśka.
— O tak, — przyznawał Adolf, — od czasu, kiedy z powrotem wstąpił do banku. Ale najwięcej przez to, że nie może zrozumieć naszej teraźniejszej polityki. Wie pani?! — Czasami mam wrażenie, że ojciec nienawidzi Piłsudskiego... Wie pani, z czego to wnoszę?... Proszę wziąć, choćby taki przykład: Zbieram odznaki, rozkazy, skrypty i t. d., dotyczące Legjonów... Nie dali mi iść na wojnę, niech przynajmniej za tych, co walczą, spełnię to, że pozbieram po nich pamiątki... Ojciec śmieje się z mego wojennego archiwum, szczególnie zaś ze wszystkich rzeczy, tyczących Komendanta...
Adolf miał teraz bardzo wiele przykrości z rodzicami... Odbijało się to na wszystkiem, na nauce, na wolności.
— A jeszcze ten pamiętnik! — Uderzył się w piersi. — Ja piszę prawdę... Wszystko, co myślę... Codzień piszę... Ale już nie czytamy razem mego pamiętnika. Rodzice go sami czytają — i nic nie mówią... Zato wieczorami modlą się... Ach — żeby pani to słyszała! Straszne... Modlą się głośno, razem tesame słowa powtarzają... Ale to nie są żadne nabo-