Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/273

Ta strona została przepisana.

Każdą głupotę powtarzającą się stale, nazwiemy z czasem mądrością... Choćby przez sam szacunek dla czasu.. Z przeszłości czerpiemy pustkę, czyli, jak mówiłem z nicości nic... Ale w rozumnem sprawianiu tej funkcji widzę rewolucjonizm. Bowiem, spełniając ją, przeciwstawiam się bałwanom chwili... W rozumnem utrzymaniu miary przeciwstawienia, leży oczywista podstawa tej stałej anarchji, którą potocznie nazywamy ładem społecznym... Chyba dziś każdy już rozumie, że niema większej anarchji, jak rząd umarłych nad żywymi... Przypomnieć to żywym i wykazać, — jest większą zasługą i większem bohaterstwem, niż dać się zabić i cieniem własnym pomnożyć balast śmierci, który i tak, aż nadto już przygniata żyjących...
— Ach, — zaoponował grzecznie akuszer, — jakażby to była piękna prawda, gdyby, idąc jej ścieżką, nie miało się zawsze powodzenia! Gdyby, idąc tą ścieżką musiało się cierpieć choć trochę!
— To nic, ma rację nasz docent, — krzyknął Kałucki, — cóż rodzi ta cała wojna i krew?! — Wydobył z zanadrza cały plik legitymacji, pozwoleń, przepustek, kart... — Ma rację, ta cała krew rodzi tylko papier!!
Nie podobał się bieg tej rozmowy Maryśce. Zabawa nie rosła, nie wzbijała się wspólnym hałasem w górę... Maryśka samotnie się czuła za stołem, a wszyscy biesiadnicy, choć tak blizcy, czerwoni i głośni, jakby się wynurzali z mętnego snu...
— Wybornie, — zaśmiał się nagle Kałucki, — teraz rozumiem! Każda chwila już była, chociaż jest, profesorze prawda?! I każda biba odnosi się też do jakiejś biby, która już była! To dlatego ja tak wybornie pamiętam, gdy raz z kimś coś jem, kiedy z nim jadłem i co!! Janina, Maryśka, Ciąglewicz, Stanisława, Felek (ciebie tam Ramkie na szczęście jeszcze nie było!) kiedyżeśmy to żarli ostatni raz, tak w kupie?!
Ach, — tego właśnie bała się Maryśka najwięcej... Krążyło to w jej myślach przez cały czas przygotowań...
— Kiedyżeśmy to ostatni raz razem?! — Czerwoną, promieniejącą od wina głowę wsparł Kałucki na rękach i taczał nią z lewej ku prawej, niby ogromną bulwą, którą wstrząsają wartko płynące fale... — Ostatni raz, — krzyknął, — jadło się tak i piło w cywilnem towarzystwie, przed wakacjami, pod