Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/281

Ta strona została przepisana.

Mimo zapadającej ciemności odróżnić można było jeszcze ich gniazda. Tak były czarne i zwarte, jakby to z nich właśnie przędła się noc na cały świat...
Nowizna miejsca, odgłosów, widoków — przejmowała Maryśkę przykrym dreszczem. Zrozumiała, że stało się coś ważnego...
Teraz już jest naprawdę u obcych, zależna od cudzej łaski, jak gniazdo od gałęzi...
Ach — dalekość, dalekość... Sztywne igły toru, wbite w ciemne ciało przestrzeni! Tam gdzieś, już w całkiem innem powietrzu był Zdzich...
Nie tęskniła za nim... Jakże mogła tęsknić, kiedy prawie nie pamiętała, jak wyglądał; ani nie pamiętała już prawie dźwięku jego głosu... Gdyby się teraz nagle zjawił?!...
Ugięła ramiona, ręce zbliżyła do piersi, wychyliła szyję, jakby zaraz miał ją objąć gorący uścisk męża... Ręce, złożone na piersiach leżały spokojnie, mimo, iż wmawiała w siebie, — teraz mnie Zdzich wita i ściska...
Maryśka przeszła znów do okna, naprzeciw którego biegł tor kolejowy.
W czarnym niebie rozpłynęły się już wysokie wieże i strzeliste zielone kopuły. Podpalane od dołu blaskiem ulic, ginęły niewidocznie w głębokim rozmiarze nocy. Z całego miasta biegł wciąż łuszczący się szelest ruchu, a szyny pulsowały rozgłośnie jasną krwią blasków.
Nagle z aksamitnych ciemności wypadła czarna lokomotywa. Pod kołami jej szarpały się wstęgi różowej pary, a w żelaznym wnętrzu, między połyskliwą celowością rurek i retort leżało ognisko, jak wielkie w mroku gorejące serce.., Grzebali w niem czarni palacze...
Słyszała przez ścianę nakrywanie do kolacji, brzęk łyżeczek... Jakieś chodzenie bliższe i dalsze... Jakieś głosy...
Zawsze człowiek słyszy blizko jakieś obce głosy, podczas gdy nie wie, na co czeka i ku czemu zmierza...
Skrzypnęły drzwi. Odwróciła się. Tuż przy niej stał Adolf. Elektryczne lampy oświecały pokój. Głowę chłopca obejmował blado-niebieski promień.
— Prosiliśmy na kolację.!. Stukaliśmy przez ścianę... Pani nic nie słyszała?! Pukałem tu do drzwi...
Teraz dopiero, gdy był już świadek tak miły, a tak nieodpowiedzialny, wzruszyła się Maryśka swoim losem aż