Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/286

Ta strona została przepisana.

— Dlaczego, — ździwiła się Maryśka, — kiedy tak, jak jest, jest niewygodnie?
— A wie pani, jak jest?... O wszystkiem pani wie?
— Nic specjalnego nie wiem...
— No to chodź pani ze mną. — Wzięła Maryśkę za rękę i poprowadziła przez jadalny, przez sypialnię, do małego pokoju Adolfa. — Tylko cicho moja pani, — cicho...
— Dlaczego cicho? — Dziwiła się Maryśka, — nic tu nie widzę strasznego, wszystko jest, jak było, mój Boże, tasama szafa, gablotka, nawet ten chram świętego Włodzimierza... I łuk, zabawki i wszystko... Czegóż pani chce?...
Tylko Piłsudski nie wisiał już wśród inspektów z motylami, a otoczony fotograljami Legjonistów. Zaś obok motyli, na czarnym aksamicie, niby na ciemnej grządce białe i czerwone kwiatki, — rosły w połyskliwej zgodzie, różnorakie odznaki narodowe.
— Nie widzi pani, żeby mu było źle, — ironizowała Karowska, przycisnąwszy ręce do piersi, spoczywających nisko na żołądku, — mówi pani, że niewielu chłopców ma taki spokój i takie wygody, w czasie takiej wojny?... Ale, czy pani wie?...
Cicho, na palcach, jakby to była noc, jakby się trzeba było skradać po ciemku, — podeszła do nocnego stolika...
Maryśka usiadła na wązkiem łóżku połowem — (Adolf od czasu bitwy pod Łowczówkiem nie chciał sypiać na Innem, — objaśniła pobożnie Karowska).
— Ale czy pani wie, — nasz syn przestał pisać... To ustało.... My nic nie wiemy... — Karowska, otworzywszy ostrożnie szufladę, wydobyła z niej gruby, szary zeszyt. I na podobieństwo kogoś, kto na ślepo otwiera książkę do modlenia w miejscu ulubionej litanji, — jednym nieomylnym zamachem otwarła pamiętnik na pustą stronicę. — Widzi pani!... Tylko data!... Już od tak dawna — całkiem nic...
Oczy Karowskiej zapadły w głąb i jakby z nich właśnie, a nie z ust, wysnuł się przestraszony szept: — Adolf nie pisze pamiętnika... Przychodzimy tu z ojcem, — zaglądamy... Zamknęło się przed nami serce syna naszego... Od tego dnia aż dotąd jesteśmy ślepi i błądzimy po ciemku... Ojciec mu chciał jakoś ułatwić poddać... Widzi pani?... Sam zaczął we dnie ukradkiem wpisywać daty...
Pokazała Maryśce te daty, rozlazłym charakterem wcią-