Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/288

Ta strona została przepisana.

tak się zmienił od czasu, gdy jesteście tu z Felkiem. Jeszcze nie przyszedł czas wyznań z jego strony, ale już przynaimniej przestał prowokować ojca... Ot, ma mnie pani, jak na dłoni. — zakończyła swą przemowę Karowska, — co, egoistka jestem?! Ale teraz chyba, widząc mego syna w tym stanie, rozumie pani, że nie mogę służącej żadnej brać do domu...
Maryśka roześmiała się wesoło: Więc macie do mnie zaufanie, jako do piorunochronu!?!
— Tak, tak, do pani tęsknoty za mężem i do pani macierzyństwa... Macierzyństwo, to hamulec.. Tak, tak...
— Ale w takim razie, — zastrzegła się Maryśka, — przy sposobności nacisnę kiedy pana Adolfa i od siebie też natrę trochę uszu...
Karowska dziękczynnie wstrząsnęła obie jej ręce.
Maryśka zaś, ubierając się do Ciąglewiczów, przypomniała sobie, że o ile ma wpływać na chłopca, musi sobie zaskarbić trochę jego serce. Odszukawszy więc w rzeczach ów duński nóż, ofiarowany kiedyś, położyła go na swej toaletce, pod flakonem z kwiatami.
Niechże sobie chłopiec wie, że nikt nim nie gardzi i że ludzie mają serce dla wyrozumienia młodości...
U Ciąglewiczów czulą się teraz, jak w domu... Zwłaszcza po owej scenie w hotelu, która, jak przyznał Fran, była z jego strony przeprosinami za zbicie matołka i za to, że nazwała go Zdzichem.
Miała może pozwolić, by mąż, przejęty rozpaczą, zatruł ostatnie chwile konającej żony?... Wołała się raczej sama poświęcić!... Jeśli jest jakiś wyższy sędzia, to rozsądzi to kiedyś.. On sam rozsądzi, czy dobrze zrobiła, czy źle, składając swą cześć na ołtarzu miłości bliźniego...
Znosiła więc godnie te pocałunki, wlokące się za nią ukradkiem, aż do łoża chorej. Nie miała żadnych wyrzutów, gdy wydając, naprzykład czystą zmianę pościeli, pomyślała sobie ze stwierdzającą radością: — Ładna, płócienna bielizna...
Zresztą to uczucie radości miała tylko na widok pościeli, poszewek, prześcieradeł i jaśków... Wiedziała doskonałe, że potrafiłaby, jak należy, uszanować wytworną bieliznę osobistą Ciąglewiczowej, znaczoną ślicznymi monogrami.
Oczywiście, że to zostałoby nietknięte, w przechowaniu, dla Magdy, gdy podrośnie...
A choćby dla tej samej Magdy, czyż nie była lepszą,