Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/289

Ta strona została przepisana.

niż dla swego własnego syna?... Nie tuliła biednej, przyszłej sierotki, nie żałowała?...
Nie miała też żadnych wyrzutów, gdy kucharka, stara, wytrawna Antoniowa, jęła ją ostentacyjnie całować w rękę na dobranoc i nazywać naszą młodszą „jaśnie panią“...
Chociaż nic nie było Maryśce bardziej obce, niż arystokratyczne fochy!! Fochy i tytuły...
Może trochę psuł to wszystko sam Ciąglewicz dzikimi wybuchami namiętności. Czuła w tem pewne niebezpieczeństwo... Oswoji się, a potem „za nic” będzie miał...
Bowiem tracił już trochę przytomność... Rzucał się na nią w gabinecie, w salonie, obejmował ją z drżeniem, wtulony we framugę. Raz nawet, przed kolacją, widząc ją w fartuchu żony — doprawdy, w przystępie jakiegoś szału, czy wspomnień, czy nadzieji, — zawlókł do salonu — i posiadł...
Na tej samej kanapce, na której. — kiedyś, pamiętasz, zasnęłaś, sądząc, że nikogo niema w domu...
Maryśka dobrze pamiętała, kiedy to było... To było w dzień odjazdu Zdzicha, popołudniu... Ale dzień ten leżał już dziś za siedmiu górami, za siedmiu rzekami...
Mężczyźni są okrutni...
Wołałaby, by Fran zatarł jakoś to wspomnienie, zamazał, on zaś właśnie przypominał je jej...
Tych rzeczy nigdy nie myślała Maryśka do końca, do brzegu... Mianowicie, że na wypadek nieszczęścia, (nieszczęściem byłaby śmierć Ciąglewiezowej; Franciszek ożeni się z nią... Jeśli teraz, mając takie obowiązki tak szaleje, to będąc nareszcie swobodnym...
Przeświadczenie to dawało jej większą sankcję, niż tajny ślub z rzeczami Zatorskiego... Przeświadczenie to napełniało Maryśkę słodyczą i spokojem legalności... Wiedziała bowiem, że gdzieś, dalej, po za chwilowym upadkiem, rozścielał się w twardych konturach obraz bardzo szlachetny... Ona, — Marja Ciągiewiczowa, idąca z Magdą i Felkiem i z kwiatami na grób Ciąglewiczowej, co piątek, — chociaż Fran nie wie nawet o tem...
Tymczasem Franciszek burzył to takim niebacznem, zmysłowem powiedzeniem...
Wówczas cała złość Maryśki obracała się w końcu przeciw Zdzichowi!... Dlaczegóż się nie zdecyduje ostatecznie albo przystać raz na zawsze do tych Moskali, albo poprostu