Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/29

Ta strona została przepisana.

nisławę), młodzież i ja, pisarz. W każdym z nas — doli na dzień, niedoli na całe lata, ale nie skarżyć się! Ba! jest nawet urzędowy historyk, urzędowa wiedza oficjalna, — zawołał, wskazując na Ciąglewicza, który, przeprosiwszy swe towarzystwo, przyszedł zamienić parę słów ze znajomymi.
— Bójcie się Boga, — uspokajał Zatorskiego — ciszej trochę. Czy warto wam narzucać waszą rozległą mądrość temu małemu ogródkowi?
— Mądrość?! — Zatorski szerokim gestem ręki z lewa w prawo otarł usta, jakby z nich zbierał zakrzepły tłuszcz. — Szkoda czasu na mądrość... — I dalej — to piekące, wezbrane, ten war, który musiał wykipieć zaraz...
— Coś o altanie... — Siedzimy tu, jak w altanie, ale nie o takiej mówię, żebyście się w niej usadowili na piwo!... Tylko my zawsze, jak w altanie, my zawsze bez dachu i bez ścian, bez żadnej solidności na widoku, na przestrzał... Możesz, widzu, serce moje oglądać, jak szóstkę i jak szóstkę możesz je sobie w kieszeni nosić!..
Rozgrzana, po bratersku na łopatce spoczywająca dłoń Ciąglewicza, dodawała jeszcze Zatorskiemu impetu.
Teraz wszystkich zachwyciło, że biedni są, lekkomyślni... Dalekie wspomnienie dzieciństwa przemknęło w sercu Maryśki, — i czyste pełne słowo altana, pomięszało się boleśnie z ułamkami twarzy Ramkiego...
— Więc to jest dobrze, dobrze — pomyślała Janina, że nie ma czem opłacić mieszkania, że niema gdzie wyjechać na wakacje, że na kolację jada piklinga z bryndzą. Bohaterskie kolacje w szeleszczącym papierku... Każdy w cichości patrzył na sąsiada i pocieszał się, że sam dojdzie jeszcze do czegoś, a sąsiadowi gorzej — och gorzej...
Zaś Ździch był przekonany, że gdyby Zatorski złożył nareszcie swój egzamin i doktorat, wolałby wynajęte w murowanym domu dwa pokoje z kuchnią i wygodami, niż swą altanę...
— Zawsze bez ścian! — wołał Zatorski — bez wstydu, na widoku... A co mnie chroni i oplata? Nie wiem... Może skręcony szpagacik powoju, tych parę węzełków dzikiego wina, ta odrobina świeżości, którą każdy z nas plecie na ramach formy, właściwie starej, właściwie ciągle tej samej?..
Znów wszyscy chcieli gadać naraz. O formie, o prawdzie, ktoś zaczął od samego początku, od pierwszych doznań i chrupał przytem rzodkiewki. Panna Stanisława kiwała po-