Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/290

Ta strona została przepisana.

wyjść z niewoli?!... Mężczyzna, gdy chce, wszystko potrafi zrobić dla ukochanej kobiety! \ Nie takie ucieczki odbywały się w historji kochających... Dość przypomnieć opowieść o Hero i Leandrze o której sam wykładał przecież tyle razy, choćby w gimnazjum...
Mężczyzna tak bezwzględnym, leniwym brakiem decyzji nie powinien „zakorkowywać“ życia kobiety!...
W tych ostatecznych rewoltach szła Maryśka tak daleko, że nie przez „miłość“ (tego się do tych spraw nie mięsza), ale dla ratowania swej czci niewieściej, widziała w oddalach odległych jeszcze jedną tylko możliwość: — Jakieś przejście na protestantyzm... A potem?...
W trzy lata później przychodzi wiadomość, że Zdzich ożenił się z prawosławną córką komendanta tej twierdzy, w której był zamknięty... Maryśka nic na to nie odpowiada, a dawny jej mąż, chociaż przypuszcza, że ona go czeka i czeka, — nie popatrzy nawet w jej stronę...
Jakże więc ciężko jej było po takim wieczorze u chorej, z takiemi myślami wracać do domu, do Karowskich, gazie miała służyć jako przykład idealnej miłości, ku zbudowaniu młodocianego marzyciela...
Dobrze jeszcze, gdy zastawała rodzinę w zgodzie i harmonji dokoła stołu. Wówczas tylko stara Karowska robiła Maryśce na wstępie małą przykrość, poruszając przecząco swe oczy mętne, jak kościane guziki, co znaczyło, że i dziś Adolf nic nie napisał w pamiętniku.
Nie wiadomo dlaczego, czuła się Maryśka odpowiedzialną za to...
Potem jednak cały wieczór upływał przyjemnie. W pewnym momencie Karowska z synem dziękowała za towarzystwo. Szli ścielić. Feluś zasypiał przy stole z jakąś historyczną pamiątką Adolfa w ręku, a Karowski zwierzał się Maryśce ze swych nowych przekonań politycznych.
Teraz dopiero, w świetle zwycięstw niemieckich rozumiał przeszłość ostatnich dziesięcioleci i własne życie...
— Największą tragiedją naszą było, — twierdził, — że nie mieliśmy w swoim czasie prawa (my Polacy nie mieliśmy go) do pozytywizmu...
— To Rosjanie tylko, proszę pana, zastanawiają się wiecznie nad tem, czy mają do czegoś prawo, — odpowiedziała... Tłomaczyl jej to kiedyś Ciąglewicz.