Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/292

Ta strona została przepisana.

przebieg natrafił Adolf, Wówczas starzy Karowscy podwajali argumenty, rozmawiając, niby to wyłącznie, z Maryśką.
— Całe życie szliśmy ku temu wojsku, a teraz on, wódz, woła, nie wstępować, nie wstępować, — śmiał się asmatyczną ironją Karowski.
— To. nie oto, nie oto, — przerywała mu żona, ale że oni sami dzielą się między sobą na Ablów i Kainów!
Przytym składała głośno ręce, z wesołym odgłosem krzepko wymierzanych policzków.
Wtedy już Adolf nie wytrzymał: — Skoro tak ojcu oto chodzi to dobrze, niechże mnie ojciec puści! Właśnie na złość Piłsudskiemu wstąpię do wojska?!...
Maryśka aż poprawiła się na krześle, patrząc na Adolfa. Był teraz śliczny. Na twarzy jego prawie białej z irytacji, przezroczystszej, niż alabaster, w kątach ciemnych fiołkowych warg drżał gniew. Zaś z oczu, przysłoniętych rzęsami, strzępiły się raz po raz, jakgdyby gęste płaty czerwonej łuny.
Oboje Karowscy umilkli. Taka cisza zaległa w pokoju, że słychać było najwyraźniej syczenie lokomotywy, rozpartej gdzieś przed mostem.
Pierwsza przerwała milczenie Karowska: — Owszem, ty jeden Adolfie żyjesz z pięciorga naszych dzieci. Czworo pochowaliśmy tam!...
Wskazała na wschód. — Nie namyślalibyśmy się, mimo to, — tylko, że to nie jest czas... Daleko nam jeszcze do tej dojrzałości i do tej wyżyny moralnej! Bóg mi świadkiem, że widać, jeszcze nie jesteśmy godni... Dziś, — co?! Co oddział, to inna wiara i inna miara... Nie jesteśmy godni! Może, — jeśli ty uczyć się będziesz, podobnych sobie mniejszych wychowywać będziesz — to może twoje dzieci.. Może dzieci Felusia kiedyś, jeśli mu już teraz, jak starszy brat wszczepisz... Może będą na tyle dojrzałe, że będą godne...
Karowski podszedł do syna: — Właśnie dlatego, że go czcisz, twego wodza, nie pozwolę, abyś na złość jemu miał iść... Ja bowiem, jako ojciec, winien czuwać nad ideałami syna... Inna rzecz, że jako polak, choćby ze względów logiki dziejowej...
— Prowokacja! Prowokacja!! — krzyknął na cały głos Adolf drżący, przerażony, wyskoczył na korytarz.
Słyszeli, jak szarpiąc się przez drzwi, wpadł do pokoju Maryśki.