Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/308

Ta strona została przepisana.

Maryśka odwróciła się ze wstrętem i uklękła między lichtarzami, tak, by mógł ją widzieć Ciąglewicz. Nie mogła się modlić... Przypominały się jej wciąż namiętne ich spotkania i to, co Ciąglewicz mówił zawsze wtedy z dzikim uśmiechem: — Sama chciała... Poronienia... A mnie to nic nie obchodziło...
Oto, co zostaje z ofiarnej miłości oddanej kobiety: — Para pantofli, pusta, z trudem zawinięta w atłas przepuklina, para rękawiczek...
Odwróciwszy się, spostrzegła obok siebie Adolfa. W cieniu złotych świec uścisnęli się za ręce.
Zaczęło się modlenie, kropienie, lutowanie... Gorliwy płacz służby... Potem znoszenie ze schodów, przy pilnym tupocie karawaniarzy. Gdy trumna znalazła się przed domem, zaśpiewał chór...
Stał on w podkowę, po drugiej stronie chodnika. Dyrygował profesor Kałucki. W wojskowym ubranku, w zakrótkim płaszczu, wyglądał, jak stary aktor, grający rolę gimnazjalisty.
Trumna musiała zaczekać, aż skończy się całe „Beati Mortui“.
Maryśkę wciśniętą w orszak, na schodach, podtrzymywał Adolf.
Ach, — jakież to wszystko było śmieszne!... Twarze śpiewaków trzęsły się w wysiłku, jakby się wydymały od dołu ku górze, jakby się wraz z głosem marszczyły od brody aż ku czołu.
Maryśce przypomniał się tak wyraźnie Zdzich, gdy śpiewał... Zapłakała serdecznie.
Ogromny kawał drogi był na cmentarz. Ileż musiało kosztować bicie dzwonów w kościołach?...
Za trumną, równo, godnie, postępował Ciąglewicz, prowadzący Magdę za rękę. Owszem, Magdusia miała na sobie jakąś żałobę, ale jak to musiało być wykonane?! Pewno nawet nie uszyte, tylko szpilkami zczepione, jak bądź...
Teraz obie będziemy mieszkać za koleją, — pomyślała, gdy kondukt wszedł pod most. — Ona na cmentarzu, — ja w żywym grobie tych emigrantów...
Zdecydowała się dopiero, przy rozkopanym grobie. Gdy po śpiewach, rzucono grudki ziemi, gdy się już publiczność rozpełzać jęła po ciemnych alejach, — podeszła Maryśka do