Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/309

Ta strona została przepisana.

Ciąglewicza. Ucałowała serdecznie Magdę, a potem uścisnąwszy dłoń Frana: — Chcę z panem pomówić...
Serce jej biło, jak młotem. Ciąglewicz oświadczył że owszem, — każdej chwili może się rozmówić...
Więc jutro popołudniu... Tymczasem podszedł ku nim Smolarski. Przez długą chwilę stali we troje nad świeżą mogiłą. Magdusi wciąż łzy kapały na kołnierz. Maryśka, przy Ciąglewiczu, poprosiła na jutro do siebie Smolarskiego. Niech Frań nie myśli, że ma zamiar narzucać się mu i że nie ma innych znajomych... Własnych...
— W bardzo ważnej sprawie...
Smolarski ukłonił się potakująco. A z Ciąglewiczem nie umówili się, gdzie się ma odbyć to spotkanie. Ale Maryśka nie była przecież formalistką, gdy chodziło o prawdziwe cierpienie ludzkie...
Popołudniu więc, nie czyniąc nawet tej toalety drobiazgowej, jaką czyniła zawsze, gdy mieli się widzieć, zadowolona, że to samo już nie dopuści do żadnych ustępstw z jej strony, o ileby Fran nalegał i że „godność“ będzie zachowana, — pojechała na Salwator...
Dorożką... W takich chwilach nie może człowiek myśleć o oszczędności... Bujając się na resorach, ważyła w sobie tę oto sprawę, że jedzie decydować o całem swem życiu... Nie widziała tylko, z czego zacznie rozmowę... Czy od sztuki, od Batorego, czy od wyrzutów o Nastusię?... Te ostatnie mogłaby Oprowadzić od siebie i niejako w imieniu nieboszczki...
Czy może przywieść wdowcowi zwrot słowa, danego przezeń przy łożu konającej żony?... Czy też poprostu zaofiarować, na razie, pomoc gospodarską i nic wogóle o sprawach zasadniczych nie mówić?...
W końcu, koło klasztoru Norbertanek, postanowiła wystąpić, jako uprawniona, zobowiązana przez nieboszczkę, opiekunka Magdusi...
Fran przyjął ją poważnie i w skupieniu... Pomógł rozebrać się, wprowadził poważnie do salonu...
Na ileż tajemnych ich uniesień patrzyli ci gienerałowie ze ścian?!...
— Jesteśmy sami, — rzekł, gdy usiadła na kanapce. — Magda jest u krewnych. Umyślnie wyprawiłem służbę... Nie potrzebujemy się krępować... Słucham cię...
Maryśce przykro się zrobiło, że zdjęła czapeczkę w przed-