Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/327

Ta strona została przepisana.

twarzy, usuwającej się ostrożnie i ustami wodził po jej czole, policzkach...
Wtedy Maryśka sama, przejęta spokojną wdzięcznością, że oto jest jeszcze na świecie ktoś, zdolny czuć i kochać, pocałowała go w usta.
Był to pocałunek zimny, blady, jakby się w mroku spotkały z sobą dwa płatki śniegu...
Adolf rozłożył ramiona, — głowa mu opadła na oparcie. Maryśka zaś całowała go lekko, niby piękną rzeźbę, zapomnianą wśród drzew uschniętych i śniegów topniejących...
— To na pożegnanie, mój braciszku, — na pożegnanie... Ale już potem nigdy się nie pytać, — nigdy się nie narzucać, — śmiała się cicho, dotykając wargami jego warg, — nigdy nie dokuczać i być dobrym dla ludzi...
Szczęśliwa, że w tak wielkim bólu, potrafiła jeszcze ukoić choć w części czyjeś cierpienie, odeszła od niego z postanowieniem wpisania się do szpitala, jako siostra miłosierdzia...
Jakże zazdrościł Adolf teraz wszystkim żołnierzom! Jakże zazdrości! wszystkim Legjonistom! Mieli kolosalne szanse, że jako ranni dostaną się do szpitala w Krakowie, gdzie czeka ich tak sowita nagroda! Śliczne ręce Maryśki będą dotykać ich ran...
On zaś, — gdy po tej scenie w Parku uznała bliższą ich znajomość za niemożliwą, — on zaś cóż mógł zrobić, czegóż dokonać?!? Czegóż dostąpić?!?
Cóż on?... Zbierał powoli blaszane i papierowe pokłosie wielkich wypadków, w postaci odznak pamiątkowych, rozkazów i wszelkich świstków...
Hyjena! — hyjena!... Jakimż czołem stanie przed Maryśką, gdy ta pielęgnować już będzie bohaterów?!? Powie jej, że nauczył Felusia czytać?... Że zda maturę z końcem roku szkolnego?... Że potrafił o tyle wyswobodzić się z pod wpływu rodziców, iż nie śmią mu nic zrobić, chociaż nie pisze pamiętnika?...
Cały dom rodzinny napełniał go teraz niewysłowionym wstrętem... Z pogardą patrzył na matkę, która wciąż jeszcze, wciąż i wciąż gromadziła zapasy... Z rozpaczą patrzył na te mlaszczące sjesty przy koziem mleku, w których zazwyczaj brała udział jakaś kumoszka z tej samej kamienicy i znudzony, drżący foksik mały.
Zaś jeszcze więcej cierpiał nad ojcem... Zauważył bo-