Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/331

Ta strona została przepisana.

wysiłkiem płuc zepchnąć usiłował ten zgrzyt żwiru i miału, który zanieczyścił tak dźwięczne dotąd źródło...
— Może już nie dojdę do głosu... Może już nie dojdę... — Kałucki nadrabiał gestami, za każdem słowem rozszerzając okrągło oczy, na podobieństwo zdychającej ryby.
Opowiadał, gdzie się leczy, co robi na to i jak... Nie można się z nim było dogadać. Wołała już porozumieć się z Janiną. Ale to też nie było łatwo. Choćby dlatego, że niewiadomo było, gdzie właściwie Janina teraz mieszka?... U siebie spała tylko, potem szpital, potem konserwatorium, potem u Kałuckich.
Bywały tam teraz ciągle obie, ze Stanisławą. Stanisława zajmowała się dziećmi (pięcioro maleństw), Kałucka kuchnią, a Janina, wedle wyrażenia Kałuckiego, była „promieniem słońca tego domu“...
— Na mnie zawsze muszą spadać same tylko obowiązki — skarżyła się Stanisława... Dlaczego tak jest? Słyszała pani?... Profesor stracił głos, to już na zawsze... Zobaczy pani!... Żonę mu zastępuję, niańczę dzieci, bo czegóż można wymagać od Kałuckiej?! A wszyscyby mnie tu utopili w łyżce wody!... Nawet ta niedołęga, ta jego żona, ta biedna kucharka, tylko mu Janinę pod nos podsuwa...
Wedle tego, co Maryśka sama widziała, wcale nie trzeba było profesorowi niczego podsuwać, bo sam się dostatecznie podsuwał...
Janina też wcale nie ukrywała się z tem...
— Wiesz, — mówiła u siebie, pod czerwonym abażurem, w oczekiwaniu profesora, — ja, jak zawsze... Za wrażliwa jestem, zdaje się, za szlachetna... A prawdziwej miłości, żeby szukać... Zestarzałby się człowiek nimby znalazł... Miałam mu odmawiać trochę tego wytchnienia i tej odrobiny radości?...
— To jest, niby komu?...
— No, — komużby, — profesorowi Kałuckiemu.
Maryśce żal się zrobiło Janiny. Więc w końcu cały ten rozmach i te ciągania się ze Smolarskim i te ochy-achy na to, aby się stać przyjaciółką człowieka, obarczonego pięciorgiem dzieci...
— Chyba nie tak sobie wyobrażałaś swoje życie, ruszając w świat?
Janina uśmiechnęła się pobłażliwie: — Pewno, że nie tak...