Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/332

Ta strona została przepisana.

Ale ta energja życia, chęć radości, którą dyszy każdy moment istnienia Kałuckiego...
— Tak, — rzekła Maryśka spokojnie, — powoli wszyscy się urządzają...
— A urządziłam się, żebyś wiedziała, urządziłam się doskonale, — wybuchła Janina. — I to jak! Ze wszystkiemi wygodami... Stanisława zajmuje się jego dziećmi... Zona mnie błogosławi, żem mu wybiła z głowy dawną rywalkę... Wszyscy się urządzają, nawet, zdaje się, ty też nie bez tego?... W końcu, — jakże, i ty — z Ciąglewiczem, — nie?...
Łagodna duma rozciągnęła się na twarzy Maryśki. —Ja z Ciąglewiczem?!? Jak długo żyła jego żona bywałam tam... Ratowałam... Ale teraz?! Nawet sztukę chcę wycofać... Oczywiście, zasadniczo nie zastrzegam się na przyszłość... Naogół ludzie się urządzają i mają rację... Jeśli nawet taki Smolarski...
Nie mogła wytrzymać, by nie pomówić o nim z Janiną...
— Tak się zagospodarował, — przypominała sobie powoli, — taki stateczny, pewno się ożeni wkrótce...
— W kościele świętego Mikołaja, czy u Kapucynów? — śmiała się dyskretnie Janina, a na jej policzki wystąpiły wązkie fjoletowe cienie.
— Nie wiem, w którym kościele, — śmiała się również Maryśka, — ale, zdaje się, wiem z kim. — O ile się nie mylę, to z moją dawną służącą, Nastką...
Rozmowa się urwała, bo przyszedł Kałucki z Ramkiem. Ramkie akompaniował, Janina śpiewała. Kałucki nie posiadał się ze złości... Bo nie brzmiał dziś jej głos, zupełnie nie brzmiał!..
Maryśka dziwiła się, że wogóle „coś podobnego“ można śpiewem nazywać. Wyrywało się to z gardła, niby skały, czy kamienie, łamało się to ciężką falą, leniwie spadając z tonu na ton...
A jeszcze Janina czyniła przy tem dziwne ruchy rękami, jakby sobie te tony żywcem z piersi wyrywała. Nagle śpiew się załamał, ramiona Janiny opadły wzdłuż ciała, głos zastygł, z oczu popłynęły łzy...
— No co, czemu ryczysz?! — pienił się Kałucki.
— Nie ryczę, — broniła się Janina, łykając swój twardy głos wraz ze łzami, — nie ryczę, tylko, — tak sobie...
Popis się nie udał. Maryśka wracała do domu, w towa-