Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/347

Ta strona została przepisana.

Sapiąc ciężko, układał to wszystko w pogniecionych pudełkach...
Żal się go zrobiło Maryśce. Doznała wrażenia, jakby nagle zdziecinniał i taki stary, siwy, ociężały raczkuje po podłodze, wybiera i przymierza chrząszcze, motyle, białe orzełki blaszane, suche kwiatki...
Karowska wyprawiając Maryśkę z jedzeniem do oblężonego syna, uściskała ją i ucałowała...
— Młode to, — wzdychała na cześć Maryśki, — samotne, a takie zacne!... Bądźże pani dobra, postaraj się jakoś przy — hołubić, — szeptała nieomal już pod drzwiami. — Żebym się była dochowała córki, tobym nie chciała lepszej, niż pani...
Pocałowała przytem Maryśkę w łopatkę.
— Niosę panu coś do zjedzenia, gdzie pan jest, Adolfie.
W pokoju było ciemno.
Klęczał przed nią, przytrzymywał rękami czule jej stopy. Całował je, oplatając uściskiem, grzejąc oddechem, jakby tysiąc mil uszły...
Występowała z tych pieszczot lekko i łagodnie, jak się wychodzi łukiem giętkich podrzutów z wiosennej wody... A gdy chciał objąć wyżej kolan, szarpnęła się: — Co pan robi, — taca mi wypadnie!
Nie puszczał... Łasił się całą twarzą i czupryną.
Ach tak, — czuła się teraz, na jedną chwilę, jak może jakiś krzak, owiany pierwszem ciepłem wiosny...
Czyż rzeczywiście nie była małą, skromną rośliną, która się chwieje bezwolnie przy wielkim trakcie ciężkich, żelaznych dróg?...
— No puść, już puść, mój chłopcze!
Nie puścił i przeszła tak ze środka pokoju aż ku oknu, do stołu, brnąc w tych pocałunkach... Adolf zaś posuwał się za nią na kolanach, każde przestawienie jej stopy pieczętując ustami...
Nie chciał nic jeść. Wołał, zgarnąwszy sobie jej stopy na podołek, patrzyć w jej oczy pod górę, wysoko...
— Więc będziemy jeść razem! — Zaśmiała się. — Najprzód ja, potem ty... Naprzemian, — chcesz?...
Schował twarz na jej kolanach z nagłego szczęścia, że mu powiedziała „ty“.
Potem, gdy wypili mleko i zjedli chleb, zgarnął rozprószone w pobliżu złote bańki kopuł, ułożył je na podołku i na nich dopiero postawił delikatnie nogi Maryśki.