Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/350

Ta strona została przepisana.

że są sami, że starych niema, — wyszli. I obsypywał ją pocałunkami, od stóp do głów.
— Nie chcę się z nikim godzić, chcę tak żyć całe życie...
Maryśka natomiast twierdziła, że dość już tego, że trzeba przeprosić rodziców.
— Zaczną się do mnie mięszać, — zarzekał się Adolf i stracę panią, stracę... Wie pani co stracę?... O — to! Oczy usta, ręce, to wszystko, co całuję.
Niósł ją na łóżko, zdejmował buciki, zsuwał pończochy (do kolan „nogi“ były „jego“, wedle ważnej umowy, zawartej pod słowem honoru) i całował długo i toczył pocałunkami jej zwięzłe, gładkie łydki, zatrzymując się modlitewnie w zgięciach kolana... A potem kładł usta na chłodnych jej stopach, twierdząc, że zasypia.
Albo znów, — „wspominali“...
Zamykał w trwożnych swych dłoniach jej małe śniade piersi (bo to są kopuły najcudniejszego chramu) i opowiadał Maryśce wszystko, jak było od tego pierwszego wieczoru, kiedy coś uczuł do niej.
— Bo ja już wtedy panią kochałem...
— Kochałeś? — pytała, unosząc piersi, wzdęte słodyczą rozkoszy.
— Tak...
— A za co?...
Nie wiedział za co. — Wtedy gdy pani przyszła w tym fioletowym kostjumie, tam do nas, na werandę. Mój Boże bawiłem się jakby nigdy nic z Magdą i strzelałem z łuku... Nigdy chyba tak wysoko nie udało mi się strzelić... Myślałem, że pani zwróci na to uwagę...
— No, ale znałeś mnie przecież przedtem, cóż cię tak tknęło wtedy właśnie...
— Nie wiem... Zdawało mi się wtedy, że wokół pani bije światło... Jak dokoła świętych...
— Ale nie można, Adolfie, aby ludzie przez nas cierpieli... Jeśli chcesz mnie kochać, musisz przeprosić rodziców... Musisz się ze starymi pogodzić.
— A jeśli się przeproszę?...
— A jeśli się przeprosisz, będę trochę lepsza, niż teraz i więcej będę twoją...
— Jak będziesz moją?...
— Zamknij oczy i czekaj cierpliwie... — i cóż to szkodzi,