Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/353

Ta strona została przepisana.

ciąg, pełen żelastwa i wojska... — Patrz jakaś nowa ofenzywa... Znów cały świat wali się na jakąś, jedną stronę, wszystko tam pędzi, a tutaj tylko, my dwoje zostaniemy nadzy i szczęśliwi... Chcesz?...
I poprzez chmurę kwaśnego dymu lokomotyw, w którym coraz grążył się pokój, szukał Adolf jej słodkich ust...
Maryśka patrzyła na jego szczęście z pobłażaniem, Adolf zaś wyzywał poprostu los, — i zawsze mu się udawało...
Raz tylko, czy dwa, gdy całowali się nad nową, dzienną porcją fabrykowanego pamiętnika, zdawało się im, raczej tylko Maryśce, że ktoś uchylił drzwi...
Byłaby przysięgła, że widziała w lustrze jadalni biały fartuch Katowskiej!... Ale Adolf wyszedł, sprawdził, — nic podobnego...
I jeszcze raz tosamo, na drugi dzień... Zdawało się jej, że ktoś zajrzał do jej pokoju, podczas gdy siedziała na kolanach Adolfa, karbuiąc mu grzywkę, — by wyglądał jak paź...
Byłaby przysięgła, że widziała głowę Katowskiej w uchylonych drzwiach... Ale to był tylko przeciąg, czy też huk idącej lokomotywy.
Zresztą Maryśka próbowała potem sama przekonać się, wybadać Karowską... Ani cienia...
Sama Karowska spytała ją w kuchni, — czy ostatecznie jest na jakimś tropie, czy Adolf durzy się gdzie w kim?...
— Mnie starej nic na tem nie zależy, — wzruszyła pobłażliwie ramionami, — mnie starej cóż?... Jeśli to jakaś uczciwa osoba i zdrowa?... Ale ojciec, ojciec...
Karowski nie wiedział nawet jeszcze, że syn pisze pamiętnik. Chociaż się wiosna robiła, mróz puszczał i krzaki się już sprószyły pierwszym winem zieleni, chodził dalej, jakby to zima była beznadziejna, blady i z postawionym kołnierzem.
Niestety, — Adolf nie miał czasu na te wszystkie spojrzenia i fochy starego. I tak dziwił się, że może wytrzymać, że się nie pomyli, że nie krzyknie nade przy wszystkich, wyciągając do niej ramiona: Maryśka, — Maryśka!!!
Tyle teraz mieli tajemnic, sekretów, tyle najdroższych obrzędów...
On ją nazywał „Ma“, zaś ona jego „Aaa“... Wołali na siebie, jak praludzie, jedną samogłoską, jednym dźwiękiem dziwnym i tajemnym, idącym z początków wszystkiego...
Stworzyli cały szereg własnych obrzędów... Adolf pra-