Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/364

Ta strona została przepisana.




IX.

— To jest coś innego, niż wszystko, — szeptał Adolf, kołysząc głowę Maryśki w ramionach. — Niż wszystko...
Maryśka, odsunąwszy chłopca, patrzyła mu w oczy badawczo.
— Bo to jest nagłe otwarcie świata, — podnosił ją sobie na podołek i zamykał w ramionach, co się w ich języku nazywało „gniazdem“...
Długo huśtali się tak w brzaskach dnia, nadzy i strudzeni miłością.
— Ta mądrość i wywyższenie, które z ciebie płynie, — Ma... Gdy patrzę na moich kolegów, na moich rodziców, gdy widzę te wszystkie sprawy — rozumiesz? Wszystko to niczem jest wobec ciebie!...
I w stuku długich pociągów, sunących wciąż i wciąż na krwawy koniec świata, przytuleni do siebie, powtarzali bez końca swe miłosne imiona...
I, — że się w tej miłości na śmierć zakołyszą...
— To jest coś innego, niż wszystko, — śmiał się Adolf, całując każdy załom, każde zgięcie jej ciała... To jest to, — co bogowie piją... Ani wino, ani słońce, ani ciepło, ani światło... Ani dym, ani proch, ani skóra, ani myśl, — tylko sama miłość, w najśliczniejszym kielichu... A tym kielichem jesteś ty...
Z czarnych głębi towarowych wozów wyrywał się tensam okrzyk, który był zawołaniem miłości ich obojga...
— A—a—a... — Ryczeli stłoczeni przy otworach żołnierze.
Bo oni jadą na śmierć, — powiadał Adolf rozemkniętym udom Maryśki... — Śmierć im tensam okrzyk z piersi wypę-