Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/365

Ta strona została przepisana.

dza, co nam, co mnie, — gdy dajesz się kochać... Ja też będę tak krzyczeć, gdy będę jechać, gdzieś, przez Wołyń, na nasz front. — Ja też będę tak wołać rano, o świcie w wagonie, czy w polu... Będzie to znaczyć, że do ciebie tak wołam... Nie do życia...
Zostawało jeszcze tylko jedno... Ostatnia miara, którą warto mierzyć ogrom tego szczęścia, ostatnia, godna miara, — śmierć...
Gdy, schowany w objęciach dręczył się ostatnią uciechą rozpaczy, — że oto pójdzie, że oto będzie sam i zginie, — wówczas Maryśka poczynała mu tę uciechę odbierać...
— Więc mówisz, że odejdziesz, że obowiązek, że słowo honoru, — że inaczej podłość, — śmiała się, klęcząc nad leżącym, naga i gotowa do skoku... A jeśli cię nie puszczę?... A jeśli ja nie chcę żołnierza?... Żołnierze pachną potem i ziemią! A jeśli ja wolę ciurę?... Tak ładnego, tak ślicznie utrzymanego?...
Zmarszczył brwi, przejęty strachem bezsilnym. Czuł bowiem, że w końcu zrobi tak, jak ona mu każe. Napełniało go to rozkosznem przerażeniem...
Więc nie przeczył, a tylko głaskał jej połyskliwie, kolana, szukał ustami rąk, czy stóp, aby uprosić, wybłagać odniej swój los wojenny i śmierć...
Maryśka jednak, siedząc mu okrakiem lekko na piersiach —: A jeśli nie chcę wojaka, jeśli wolę takiego ślicznego tchórza?...
Prosił ją oczyma.
— A jeśli wolę takiego „ucznia Szkoły Głównej“, co to — inni się biją, a mój chłopiec, mój tchórzyk schowany u mnie pod piersią...
Adolf obrażał się, cofał szukające dłonie, zamykał oczy.
Objąwszy go nogami, wychylała się z łóżka ku oknu aby ją mogli widzieć przejeżdżający żołnierze... I przechylona, wołała zcicha —: On chce do was przystać, zabierzcie go, zabierajcie!...
Wtedy Adolf porywał ją, niczem wielki kielich przychylał do ust i chłonąc rozkosz, odrzekał się już wszystkego.
— Tylko niech cię nikt nie widzi, nie ogląda, ja jeden cała jesteś moja...
— Twoja?... — Odpychała go oburącz; — Niczyja jestem... Niczyja...
Buntowało się w niej wszystko na myśl, że może Adolf ma więcej racji w tem co mówi, niż przypuszcza.,. Bowiem