Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/368

Ta strona została przepisana.

zdenerwowania, jęła pytać o warunki w pensjonacie, — „u pani, pani Naściu“.
— A czy pani szuka mieszkania?
Nagle obie umilkły... Maryśka zbladła, jak ściana, a Nastka wcześniej odzyskawszy równowagę, zaczęła się śmiać...
Z głównych drzwi wchodzili godnie Ciąglewicz, w czarnym żakiecie, z twarzą jak zachód słońca płonącą nad żałobnym krawatem i generał, ów były pułkownik, ów przyjaciel „wuja“ Nastki, zmarłego na Podgórzu.
— Z czego się pani śmieje? — pytała Maryśka, dźwigając poprzez układ uprzejmego zapytania, ciężar kłopotliwego przestrachu...
— Z radości, — odpowiedziała Nastusia, — z radości, że może pani u nas zamieszka... Razem z synkiem też można...
Jęła szczegółowo opowiadać o pensjonacie, bez cienia chciwości, przedmiotowo, przyzwoicie, jakby o cudzym, a nie własnym.
Oczywiście były to ceny za duże dla Maryśki. Za duże, — tembardziej, że teraz nie mogła się w nich połapać... Ciągnęło ją coś, by koniecznie patrzeć na Smolarskiego, czuła, że mimo złotych świateł knajpy, rozściela się wokół jego, trójkątnej głowy martwa, głucha cisza, w której twarz Smolarskiego trwa, szara i nieżywa, jak w topieli.
Nareszcie przeliczyła to sobie Maryśka, — nie, mowy, niema o takiem płaceniu. Ale właśnie, dla dobra tonu stwierdziła, że to bardzo tanio, w dzisiejszych czasach za bezcen...
Wszedłszy już na ów ton lekkiej przyjaźni i porozumienia, nie wiedziały obie panie, jak z niego zejść. Nie patrząc tedy w stronę Ciąglewicza i generała, prawiły sobie komplementa i nawet umówiły się co do wizyty.
Maryśka czuła się lekko, jak nigdy. Oto tak, przezwycięża się ból... Oto tak „idzie się“ naprzód, mimo błagających oczu jakiegoś Adolfa i ceglastych rumieńców jakiegoś Smolarskiego...
Gdy już wstawali, zbliżył się Smolarski do Maryśki i zaczął mówić coś, długo, o jakichś psychicznych szrankach... Nie zważała na to, widząc równocześnie, jak Adolf od jednego z oficerów — pożycza pieniądze i płaci, — za siebie i za nią.
Zresztą cóż dużo mówić, — kończył Smolarski, — pani mnie rozumie...