Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/37

Ta strona została przepisana.

trud mała, nieforemna, żałosna... Jej ciąża uwypuklała się już znacznie, pod wydętą suknią, że widać było nogi powyżej kostek, chude i zda się przytłoczone ciężarem. Podpierała się pracowicie, nie zrulowaną parasolką.
— Jak zawsze zapóźno — mówił Zatorski, gdy ją ogarnęło towarzystwo, — my już wracamy moja kochana!
— Tak się śpieszyłam i nie zdążyłam, mój Boże... Po nabiegniętych żyłach na skroni, po forsownym oddechu i wardze górnej zroszonej potem, można było poznać, że istotnie śpieszyć się musiała. Ów pośpiech zdawał się zaostrzać cienkie a przytem dziewczęce rysy jej twarzy, wśród których niby jakaś najsłodsza nagroda, świeciły orzechowe oczy, w sinościach cieniutkiej oprawy.
— Tak bardzo chciałam zdążyć i dzieci tak się cieszyły... Może jeszcze wrócimy! Tak chciałam...
Oddech to wciąż przytwierdzał, zniżając bardzo a podnosząc niewiele, widny z odkrytego stanika płaski klinek piersi, przeciągnięty drobną siatką żył.
— Już nie wrócimy, — tłómaczył Smolarski, — już nie wrócimy, proszę pani, do Czarnego Osła. I wogóle nie wiadomo co będzie... Już nie wrócimy...
Opowiedziano jej o zabójstwie arcyksięcia i o tem, że teraz napewno jakaś wojna wybuchnie...
Rozwarłszy szeroko nozdrza, popatrzyła z prośbą na męża, tak, jakby było tylko rzeczą jego kaprysu, powstrzymać te wypadki. Zresztą nie dowierzała jeszcze...
Czarny kapelusik przekrzywił się na bok. Z pod jego obrębu wysmyknięte włosy przylgnęły do spoconej skroni. — Tak się śpieszyłam, żeby choć raz, razem... Bo to przecież właściwie wspólne, przyjacielskie zakończenie szkolnego roku... Tak rzadko kiedy...
Mijające się wzajem wozy z piwem pogrążyły ulicę w obłokach kurzu... Zatorska nie chciała jeszcze zrozumieć, a towarzystwo poczęło się już niecierpliwić.
— Przestańźe moja kochana! — żachnął się Zatorski.
Malutki klinek cynobrowego ciała Zatorskiej uniósł się wysoko i jeszcze niżej opadł w głębokiem westchnieniu...
— Tak proszę pani, — łagodził Smolarski — śpieszyła się pani, ale nie mogła pani zdążyć... Od tego zabójstwa przewaliło się w kilku sekundach kilka wieków... Poruszył rękami, niby z zaciśniętych garści do garści przesypując piach klepsydry...