Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/371

Ta strona została przepisana.

dlaczego chininą?! Małe miasto, samotność, te czasy dzisiejsze, ten już zupełny brak moralności... Podobno nawinął się jakiś oficer... Czy może tylko jednoroczniak...
Nie mogła się Maryśka dość nadziwić tak płaskim gustom...
— Oficer, czy jednoroczniak, więc niby inteligient, ale nawet nie z „linji“, tylko skądś z trenu... Jak to teraz... Porządni ludzie, poważni, giną na froncie, — a w kraju, cóż zostaje?...
Karowska słuchała z wielkiem zaciekawieniem...
— Zawrócił dziewczynie głowę i przyszły skutki tego... Jakto w takim małym mieście, — ktoś jej poradził, — że chinina „na to “ pomoże, widać... Czy co?...
Karowska zastanowiła się głęboko... Oparłszy twarz na rękach, szerokimi, jak guziki do płaszczy dziecinnych, oczyma, zapatrzyła się w okno...
— Pani skończyła felczerskie kursy w Moskwie, — przerwała milczenie Maryśka, — czy możliwa jest rzecz, żeby „na to ” zalecano chininę?... Przecież to środek na febrę, czy na malarję, — no nie?... Ale cóż, takie małe miasto...
— Małe miasto nic do tego nie ma, — odpowiedziała Karowska. — Czy w małem mieście, czy w dużem, wszędzie ta sama apteka... Owszem można i chininę... — Poprawiła się na krześle, zgarniając razem swe tłuste piersi...
Jej ciężkie ciało okrzepło w bezruchu, a oczy zapatrzyły się martwo w pogodne, cudne niebo...
Maryśka zniecierpliwiła się. I nagle, choć serce poczęło się w niej tłuc ze zdwojoną szybkością i choć fala gorącego powietrza podpłynęła do piersi, — spytała śpiesznie: — No dobrze, ale to przecież chyba muszą powiedzieć w takiej aptece, ile można wziąć, a jaka dawka grozi śmiercią?...
Karowska, zwróciwszy nagle nieruchome oczy od okna, obiegła niemi całą postać Maryśki...
Nożami to przez nią przeleciało...
— Świństwa to wszystko są! — Karowska nachyliła się serdecznie nad Maryśką. I wsunąwszy rękę pod kołdrę klepiąc po biodrach, powtórzyła, z oczami w oczach: — To wszystko świństwa!... Co to taką młodą łanię, jak pani, obchodzić może?!... To są świństwa...
Maryśce straszno się zrobiło... Wzrok Karowskiej pełny i ostry, wbity twardo w źrenice, napełnił ją niesamowitą obawą...