Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/372

Ta strona została przepisana.

O nie, nie. — już nigdy więcej nie będzie o tem mówić z Karowska! Cały dzień prześladowało Maryśkę to dziwne rozwarte spojrzenie... Wołałaby już nie wiem komu się zwierzyć, Smolarskiej, Zatorskiej, Jamnie, nawet Ramkiemu...
Poszła z wizyta, do Smolarskich... Ależ zmieniło się w tym pensjonacie nie do poznania...
Na bramie wspaniały napis — „Pensjonat Przystań pod Matką Boską“. Na drzwiach pierwszego piętra święty obrazek Rodzicielki w srebrnych ramach... Dwie służące na czarno, w białych fartuchach. Na drzwiach bocznego salonu czerwonemi literami przez glansowaną tekturę wypisane „Zarząd“ — i godziny przyjęć...
Eleganckie wprowadzenie, — służba co krok. Co krok — „do usług jaśnie pani“ i „wielmożna paniu (to o Nastce) zaraz pozwoli...
Aż nareszcie w szumach kanausu, słychać już wielmożną panią, płynącą przez korytarz.
Maryśka w nadmorskiem otoczeniu krzeseł i foteli, plecionych z jakiejś pstrej trzciny pod fjołkami Wyczółkowskiego, naprzeciw grającego na harmonijce „Legjonisty“ Gottlieba, — uszom własnym nie chciała wierzyć... Oto słyszała z korytarza głos Nastusi, ciurlikający z litewska, kresowo, — widać dla większego szyku.
Podały sobie ręce, jak siostry, czy też, jak jakieś damy, które się spotykają po długiej, rozkosznej podróży, tylko, że jedna uboga, na szaro, druga (Nastka) w czarnej, jedwabnej sukni i w pantofelkach z czerwonym brzeżkiem.
Zwiedziły razem „budę“, całe pierwsze piętro i drugie. Wszędzie lśniło od metalowych kulek, gzymsików i ramek.
— Prawda, że pierwszorzędnie, — chwaliła się Nastusia, to syrpiąc wytwornie koniuszkami warg, to przestawiając jeszcze mimochodem jakiś drobiazg.
— Publiczności coprawda, — mówiła nie mam pierwszorzędnej, ale to już tylko przez męża... Ciągle mi tu zwozi z Królestwa, tych polityków... Płacić, płacą i futra mają nie złe, ale to nie to, co trzeba... „Mie“ trzeba jakiegoś prałata, profesorów, trochę hrabiów, — to wtedy wiem, żem wypłynęła na czyste... A ci politycy? Tyle że płaszcze, — jak to w przedpokoju wisi, — to jeszcze niezgorzej robi...
Spoczęły w prywatnem mieszkaniu Smolarskich, w dwóch pokojach. W salonowej jadalni była nadzwyczajna lampa. Miała ośm różowych kloszów. Nastusia, twierdząc, że pcha