Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/378

Ta strona została przepisana.

Wszystkie jego ruchy wydały się Maryśce w tej chwili nieskończenie niestosowne, — dziecinne...
— Widzisz, mój kochany, — rzekła cicho i dobitnie, — nie na wszystko umiesz zaradzić... — I z nagłym gniewem chwytając go za ramiona: — Co?!? Tego niema w podręczniku dla skautów, — prawda?!?
Począł, łasząc się do niej, tłomaczyć, że to „wogóle“ co innego... Wszystko inneby zrozumiał, — niema rzeczy, ani zbrodni, którejby jej nie przebaczył, ale cóż można „na to“ poradzić?... To się tyczy kobiety, nie mężczyzny, — to kobieta powinna chyba wiedzieć...
— Oddałem ci przecież całe moje życie...
— Ale mego przyjąć się boisz, — żachnęła się Maryśka, — ale mego boisz się przyjąć ode mnie... Cóż cię to obchodziło, że od tylu tygodni chodziłam z tą wiadomością?! I z tym ciężarem?... Cóż cię obchodziło, co się wogóle we mnie dzieje? Tak postępuje mężczyzna?.
Adolf przylgnął do niej, usta na ustach, pierś o pierś, — co się w ich języku nazywało muszlą... I prosił pokutnie, by powiedziała, co ją jeszcze dręczy, co dręczyło przez ten cały czas...
— Wszystko, — wszystko powiedz, — zobaczysz, że jestem mężczyzną... Zobaczysz, że wszystko zrozumiem... Tak, to nikczemność, brałem od ciebie tylko szczęście, — a ty tymczasem... Więc tyle smutnych myśli chodziło po tej głowie... Tyle tajemnic...
Maryśka, dając się pieścić, zarzuciwszy sobie niedbale ręce pod głowę, jęła mu opowiadać o sobie wszystko, — jakby mówiła do samej siebie, obojętna na wrażenie, jakie to sprawi...
— Bo widzisz Adolfie, to nie sztuka kochać laleczkę gładką i różową, ale człowieka!... Kobieta też jest człowiekiem...
Mówiła wszystko o Zdzichu, o Ciąglewiczu, wszystko, jaknajdokładniej... O litości swej dla Ciąglewicza, której tak haniebnie nadużył... O opiece nad Ciąglewiczową, o tej opiece, tak bezecnie przez „niego“ wykorzystanej... Wszystko... Nawet o hotelu francuskim i winogronach i całej tej scenie, którą w duszy nazywała „à la Esterhazy“... Wszystko... Nawet o Smolarskim...
W miarę tego, jak mówiła, ogarniały ją z powrotem