Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/380

Ta strona została przepisana.

lest rosy na liściach drzew, żelastwo jakieś, przesuwane gdzieś, daleko... Chyba na stacji, na Podgórzu... I krok samotnego przechodnia pod mostem...
Ach, — wróci napewno... Zresztą nie zależało jej na tem tak bardzo... Okrywszy się szalem, usiadła przy oknie... Niechże, gdy wróci ma wrażenie, że czekała tu na niego, czy marzyła, tak, jak ją zostawił, opuszczona i naga... Słyszała, że z przedpokoju wszedł do jadalni... Kroki... Chrzęst łóżka polowego, spowodowany upadkiem...
A więc wciąż jeszcze rozpacza... Jakież to marnowanie czasu, taka samotna rozpacz... Tymczasem mgła nasyca się różowością, już linje wież występują z opalowych rozłogów powietrza...
Więc zazdrość i rozpacz... Więc o to idzie?... — Maryśka otuliła się szalem, przysposabiając się do dłuższego czekania... Z pokoju Adolfa dochodził cichy jęk... Cichy i kołujący upartym nawrotem boleści młodej, naiwnej... Wzruszyła niecierpliwie ramionami, niespokojna tylko o to, by starych nie pobudził...
Wszyscy, wszyscy, — myślała z niesmakiem, — takie same sobki...
Drzewa dalekich plant znaczyły się już przez mgłę szarym polotnym zarysem, lampa, ukryta w załomie kościoła, gasła, — światło jej zdawało się bić żółtymi skrzydłami, jak ćma... Już dzwonił wśród liści przebudzony świegot ptaków...
Im więcej światła drgało w powietrzu, im wyraźniej rysowały się kształty domów i drzew i miejsc, — tem głośniej płynął uparty jęk Adolfa...
Nagle żachnęła się Maryśka całą sobą... Usłyszała najwyraźniej, że ktoś wszedł tam... Po kroku poznała natychmiast starą Karowską.
Szeptali coś do siebie półgłosem, — Maryśka przylgnęła uchem do drzwi... Słów nie dało się rozróżnić, tylko bieg i natężenie obu głosów... Urywane, strzępiące się skargi Adolfa i leniwy, łagodny tok mowy Karowskiej...
Po chwili, rzekłbyś z przechylonej gwałtownie karafki woda, — wybuchł, głośny płacz z wezbranej piersi Adolfa...
Maryśka na palcach odszedłszy ode drzwi, wróciła do łóżka...
No, — teraz sobie ulżył, — powiedział z pewnością wszystko!...