Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/387

Ta strona została przepisana.

na sobie czarny „trumienny“ surdut i białą jedwabną krawatkę, w granatowy rzucik. A że mu ust, z pośród siwego zarostu widać nie było, więc się widziała ta krawatka, jakby przyczepiona odrazu pod nosem...
Karowska w kapeluszu, z różnokolorowymi szkiełkami, niby do wyjścia...
— Opuszcza nas pani, widzisz ojcze, — zaintonowała, — wygód się zachciewa i żeby było bliżej do biura, do wszystkiego... Bliżej do życia i do świata... Karowscy za daleko, — za koleją...
Stary wyciągnął do niej obie ręce... Był istotnie wzruszony...
— Nie zapomnij, młoda pani, — prawił, wachlując znużone, przygasłe oczy zmarszczonemi powiekami, — że idzie z tobą wszędzie wdzięczność starych ludzi... Wdzięczność ludzi, którzy będą ci zawsze pamiętać, że swoim wpływem ocaliłaś im ostatnie ich dziecko... Samotnym, starym rozbitkom... Niech ci to dodaje sił i pozwól, że jak ojciec ucałuję cię z błogosławieństwem...
Siwe, ostrzejsze, niż oset wąsy, zroszone łzami, przylgnęły do jej czoła. Maryśka też uroniła parę łez.
— No, — rzekła, wróciwszy do Ramkiego, — nie dałam się, nie dałam... Ale musiała rozdymać nozdrza, dźwigać brwi i żyły jej na skroniach nabiegły ze wzruszenia...
— Niech pan wyjdzie, panie Ramkie, jeszcze muszę coś przepakować... Zaczeka pan na dole, małą chwileczkę...
Gdy wyszedł, wyciągnęła z szafy malutkie zawiniątko... I prędko, prędko, prędko przebiwszy duńskim nożem te trzy złote kopuły, rzuciła je w kąt na śmieci...
Potoczyły się ze śmiesznym szelestem, jak puste skorupy dziwnych jakichś, złotych jaj... Wyrzuciła też zieloną siatkę i duński nóż.
A ściereczka, w której to wszystko było zawinięte, — zostanie, na złość zostanie, — bo płótno teraz drogie...
— Tak...
O ileż przyjemniej było jej w pensjonacie! Od samego początku, od samych schodów z dywanem zaczynając... I kulturalne światło elektryczne i służba i jakieś cudze walizy, z bogatej skóry, napełniające człowieka otuchą...
Dostała pokój bardzo malutki, dla siebie wraz z Felkiem, ale przecież na czas przejściowy, — wszystko jedno...