Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/388

Ta strona została przepisana.

Jutro, — jutro już wszystko się rozstrzygnie... O ileż lepiej ten ostatni raz wychodzić stąd... Jutro, po szóstej może już będzie porznięta?... A jeśli umrze?... Bo to się zdarza... Felek, Felek, — trzebaby przecież troszczyć się o Felka?...
Przebiegła myślą to cale, całe zdarzenie, które było jej synem... Ach, — tak, o tem też mówiła kiedyś, pierwszy raz w życiu w cukierni, w Sukiennicach... Jedli wtedy ze Zdzichem czekoladowe bomby na koniaku... Zaś mogła była nie powiedzieć, iść gdzieś, coś zaradzić — i tak samo mogło nie być Felka...
Tymczasem jedli tu w pensjonacie z Ramkiem i z Felkiem cukierki, tramwaj z ulicy dzwonił na dole, śmierć zaciągała chmurą serce Maryśki... To znów cieszyła je zbytkowna nowość, błyskająca tu zewsząd... Nowość bezmyślna, ostateczna, połyskująca z atłasowych kołder, z politurowanych mebelków, ze starannej oprawy okien, z gładkich drzwi...
— Najważniejsze, — pocieszał ją Ramkie, — aby pani była dobrej myśli... Trzeba pamiętać, że jak coś było w tę stronę, to potem musi być w tamtą...
— Dlaczegóż mam być dobrej myśli, — mistyfikowała się Maryśka, — nic się przecież nie dizeje...
— No naturalnie, — godził się Ramkie, — nic się nie dzieje, raz w tę stronę, raz w tamtą, — życie jest zupełnie, jak tkanina.,. Ścieg poprzeczny, ścieg podłużny...
— Czy pan zawsze, — spytała, wciągając z sykiem powietrze, — mówi o tkaninach i ściegach wtedy, gdy coś się ma stać z kimś?...
— Dlaczego? — Nie rozumiał zupełnie jej pytania.
— Dlaczego? — Pamięta pan tę noc, tam u nas, w górach?... Gdy się zjawili Strzelcy, — Zatorski?... Wtedy też opowiadał pan długo o tkaninach, a na drugi dzień, o świcie, był już Zatorski ciężko ranny.
— Ależ nic podobnego, — oponował Ramkie, — przeciwnie! Ile razy znajduję się w towarzystwie młodej, uroczej kobiety, właśnie wtedy tylko przychodzi mi na myśl to porównanie... Nieobraźliwe przecież, lekkie, lekkie jak muślin...
Służąca wniosła na dużej tacy z orzechowego drzewa kolację.
O ileż subtelniej, — pomyślała Maryśka, — umiera się w komforcie. Niby w pierwszorzędnym hotelu...
Wzruszali się wspólnie z Ramkiem na temat jego wierności dla niej.