Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/39

Ta strona została przepisana.

niż żonę, pochłonęła gęsta fala przechodniów białe ubranko i słomkowy kapelusz Felusia.
Właśnie teraz, gdy stracił ich z oczu, zdjęła Ździcha tak ogromna czułość. Odczuwał silną zmysłową radość na myśl, że gdzieś niedaleko, w zmierzchającym się powoli ruchu, idzie ta wysepka jego szczęścia, radości i spokoju, schronisko kochanych głosów i najbliższych oddechów...
Był jednak zadowolony, że przyszedł do uniwersytetu.
Juź sam zapach budynku, kurz, pot, jakieś osobliwe przypieczętowanie, wynikłe z ciągłej ciasnoty usposobiły go przychylnie... Ruch nierówny i skrzętny, jaki panuje w instytucjach obsługiwanych bezinteresowną pracą.
Istotnie, wykład był ważny, a nawet trochę reprezentacyjny. Mówił profesor prawdziwego uniwersytetu Raciborski, dla nauczycieli i nauczycielek z Królestwa, czy ze szkół ludowych galicyjskich, czy dla jakiejś innej, wyższej wydziałówki.
Zresztą wszystko jedno, jak się ta paczka głodomorów ideowych nazywa...
Czy oni z Królestwa, czy z „nad Gopła“, — bo na lato zawsze zjeżdżają jacyś tacy z kolebki wszystkiego, — wszystko jedno... Oni, on, Zdzich tak samo, — jeden i ten sam szary spoisty drożdż szerokich mas, pospolita przyprawa, której się prawie nie ceni, a przecie bez której nic...
Swiatło szło z otwartych na szeroki balkon okien, padając wiotkim, białym płomykiem na blade czoła i zwichrzone włosy słuchaczów.
Profesor siedział w drzwiach, między salą a balkonem, na którym dojrzał Zdzich, cały szanowny synchedrion działaczy, o tak licznych zasługach cierpiętnictwa i poświęcenia, że nikt już o nich nie pamiętał...
Przy balustradzie na tle bujnego wachlarza plant, nasycona światłem zachodu, podobna do wielkiej promieniejącej perły, spoczywała siwa głowa starego Limanowskiego. Poodal siedzieli dwaj sędziwi kompanowie partji i wygnań dalekich. Jednego Zdzich znał, nazywał się Karowski.
Drugi stary żyd, o długiej siwiejącej brodzie. Powiedziano mu do ucha, szeptem namaszczonym, że ten drugi nazywa się Kon.
Zdzich, nie słuchając wykładu, szukał w pamięci tego nazwiska i wreszcie przypomniał je sobie na jakiejś broszurze,