Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/392

Ta strona została przepisana.

Płynęły ciągle, same, jedna za drugą, — jak rosa...
To znów, na widok wysokiego pierścienia plant, przesianych błyszczącą łuską zachodu słońca, na widok wież, tam i sam w tę gęstwę powtykanych i ludzi, którzy chodzą i domów, które stoją, — taka ją radość ogarniała...
Zdobyła sobie ten Kraków i życie i wszystko...
Pomaluśku, ojcze, pomaluśku, — śmiała się do szerokich pleców woźnicy.
Jechał noga za nogą.
Byle tylko przestać płakać!... Skądże się brały te łzy?... Nie mając przy sobie drugiej chustki, łapała je w dłoń. Pragnęłaby teraz każdemu, choćby najobojętniejszemu przechodniowi, podziękować za te chwile... Po owym strasznym bólu, gdy wszystko się już skończyło, poklepał ją doktór po gołej łydce... Poklepał ją, jak się klepie małe dzieci w nagrodę za to, że były grzeczne...
Ależ tak, tak, — czuła się na nowo małą dziewczynką... Ileż radości!... Małą dziewczynką dzięki własnej decyzji i odwadze...
Mimo wielkiego bólu kazała się stępem obwieźć dwa razy dokoła Rynku. W tryumfie, prawdziwym tryumfie i we łzach najświeższych... Zdawało się jej, że się jeszcze raz wita ze starymi murami, między którymi nizko, pod zgarbioną strażą straganów, ścieliła się, niby kurz czerwony, — chmara, chmara jabłek. Z jasnych beczek, rzekłbyś ze złotych słupców pękatych, zdawały się kipieć krwawym wylewem, a woń ich czarująca, zdało się Maryśce, że balsamuje piersi...
Teraz wszystko będzie inaczej, — myślała, poddając się wspomnieniom, na skórzanych poduszkach dorożki... — Inaczej będzie się Maryśka patrzeć na mężczyzn... Z wdzięcznością... Męczy się przez was kobieta bardzo, ale tylko dzięki wam może się nauczyć polegania na samej sobie...
Chciałaby w tej chwili módz zwołać wszystkie swoje przyjaciółki i ogłosić im to uroczyście... Niech zapełnią cały Rynek, niech czekają między stosami czerwonego owocu na jej słowo, soczystsze, niż te krwawe, wonne jabłka... I nikogo się nie zabiło... To nie był ani człowieczek, ani nawet jeszcze ślimak... Mała malinka, którą się oderwało i już... Mała malinka...
Wygramoliwszy się z niesłychanym trudem na górę, spoczęła nareszcie w łóżku... Komfort... Pod atłasową kołdrą...