Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/394

Ta strona została przepisana.

— Czuję dobrze ziemię pod stopami... Oczywiście dlatego musi się wiele przecierpieć... Ale stworzyłem sobie grube, kowalskie kleszcze, w których już nie łatwo drgnąć...
Maryśka rozpłakała się cichutko... Wszyscy coś mają, gdzieś są, do czegoś dążą, a ona, — nic, nigdzie nic... Mogłaby dziś umrzeć i cóż?...
— Pani musi mieć gorączkę, — zauważył. Po chwili wyszedł na palcach...
— Jeśli mam gorączkę a nie będzie lodu, to rzeczywiście umrę... Cóż się więc wtedy stanie?... Nic... Znów się wszyscy spotkają... Znów będzie Adolf z Felkiem strzelać z łuku, a stary Karowski raczkować wzdłuż grząd kapusty... Tylko się już drzwi nie otworzą i nie wejdzie Maryśka tą furtą...
Późnym wieczorem odwiedziła ją Nastusia.
— Cóż to pani jest, pani Marjo?
Maryśka nie wiedziała, co odpowiedzieć... — Jakaś gorączka na tle kobiecem... Na poczekaniu, zaniepokojona badawczym wzrokiem Nastusi, wymyśliła byle co: — Podźwignęłam się widać, czy oberwałam przy pakowaniu...
— A była pani u doktora?
— Tak.
— To dobrze, — zauważyła rozsądnie Nastusia, — dlatego tak karbol czuć...
— Czuć karbol?
— Jeszcze jak! — Nastusia, poprawiwszy koronek fartucha, usiadła naprzeciw, jak do dłuższej gawędy. — Bo co my, kobiety?... Słabe jesteśmy i byle co, — to zaraz się coś przerwie... Ale to jeszcze nic... Inne, moja pani, jeszcze same w sobie coś przekręcają... — Mówiła o tem z zabobonnym strachem zupełnej nieświadomości... — Potem kwękają całe życie... Przekręcić łatwo, — ale załatać!!... Za to się powinno karać, — nie wiem jak... — No, — pani nic się nie stanie, bo pani u mnie choruje... To jedno, co mnie cieszy... I tu, że przy tem mogę też powiedzieć — u dobrych ludzi... Nie?... Proszę panią, — Nastka uporczywie szukała spojrzeniem oczu Maryśki, — powiedzieć naprzykład — Karowska i ja... Niby Karowska szacunek ma i tego i coś, — a ja co?... Tymczasem, możesz pani u mnie chorować, jak chcesz, a tamci co? Chorą panią na bruk wyrzucili... I wiesz pani dlaczego?!... Ta stara z pewnością myślała, że to jakiś „niewłaściwy“ przypadek...