Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/398

Ta strona została przepisana.

matki?... No, powiedz, powiedz, — jakże tam z tym docentem? Kiedyż to będzie?...
— Ale, — co docent! — Maryśka wyciągnęła się, strzepnąwszy niedbale rękami... — Najprzód, że mam męża, — a potem, pocóż się spieszyć?... Owszem starał się docent, nawet, bardzo zabiegał, ale to wdowiec dzieciaty, a przedewszystkiem nie podobał się Maryśce. Nie miał jej serca...
— Dzisiaj... — Nagle, jakby się upusty blasku i potęgi otwarły w piersiach Maryśki... — Dzisiaj robi się nie takie partje!...
Gdyby chciała, mój Boże, — mogłaby sobie dookoła palca nie takich docentów owijać, a znacznie innych ludzi!...
I ni z tego, ni z owego, odmalowała matce obraz swego życia — obraz wspaniały, wygodny... — Teraz nikt niema czasu na biedę, ani na małe gospodarstwo... Dlatego sprzedała wszystkie swoje stare meble...
Widoki?! — Miała świetne widoki ze wszystkich stron... Posadę na zawołanie, czy to w biurach odbudowy kraju, czy w Namiestnictwie! Dziesięć, — sto posad!... Ale z niczem się nie trzeba śpieszyć...
Aż przestraszał ją prąd własnej wymowy... Jakby wszystkie, doznane zawody miały się teraz zemścić temi przechwałkami...
Pod względem pieniędzy?... To jest tylko kwestja potrzeby... Kto na prawdę chce i potrzebuje, — ten ma... Przedewszystkiem nie liczyć się z ludźmi, — a wszystko będzie... Mama wie, ile ja tu płacę w pensjonacie dziennie? — Teraz jeden dzień kosztuje więcej, niż dawniej pół miesiąca, — ale na to się nie zważa, — nie zważa...
Wszystko, co stanowiło powód niepokoju, co napełniało Maryśkę strachem, — przedstawiała jako zdobycz i tryumf...
Pod wpływem tej potęgi i możnej karjery córki Biernacka malała coraz bardziej. Kurcząc się posłusznie, patrzyła na Maryśkę z miękkim połyskiem podziwu w oczach. Zaś im bardziej dawała sobie imponować, — tembardziej ponosiło Maryśkę. Bo równocześnie taki bunt, taki żal wzbierał w jej piersiach... Istotnie, — czyż nie byłoby lepiej żyć tak, jak przedstawiła to matce?... A nie więdnąć, nie schnąć na pieprz w jakimś wiernym małżeństwie, z którego się wszyscy śmieją?...
— Proszę mamy, — tak jest, matce też miała dużo do wyrzucenia, — proszę mamy, żeby mama, rzeczywiście była