Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/40

Ta strona została przepisana.

sprzedanej za bezcen w antykwarni, z kilku skutymi więźniami na okładce, z których już wszyscy nie żyją.
Po bokach balkonu stała przerozmaita brać postępowa, podręczni wykładowcy, prowincjonalni agitatorzy, wreszcie strzelcy w swych szarych mundurach.
Zaś, jakby ognisko, łączące salę z balkonem, błyszczała pośrodku objęta purpurą słońca wspaniała twarz Raciborskiego. Jego słowa gorące, dziwnej wędrowności pełne, mocny żar oddechu, z którym płynęły, kluczyły w skupionej ciszy słuchaczów, jak dźwięczne źródło.
Człowiek gorącego siewu, — myślał z rozrzewnieniem Zdzich — uzmysłowiwszy sobie, jak ten uczony, znający do cna najtajniejszą istotę rośliny i dziwną chimerę jej życia we wszystkich sferach, odległościach, znający jej tajemnicze pochody i odwieczne, nieme pielgrzymki po przez rozgardjasz tysięcy i tysięcy lat... Jak ten uczony pali się blaskiem płomiennego rubinu dla tych małych, pospolitych kamyków, które go tu słuchają.
Zaś z drugiej strony miło mu było pomyśleć, że ta zgnębiona a tak bohaterska bieda polska, co tyle się musiała tułać i włóczyć, ta różna siwizna, „dziadzizna“ z Syberji, dokoła świata, z powrotem do Polski dążąca, słyszy oto — jak wędrując z lodowcami, miljony i miljony lat, — zdobywała sobie roślina swą ojczyznę...
Profesor Raciborski z powodu ferji pouczał też o tem, jak ratować od zniszczenia zabytki roślinne naszego kraju, zaś słuchacze patrzyli ze skupieniem na jego głowę orlą, płonącą w ostatkach zachodu i na drzewa plant, szumiące w głębi.
Zdzicha ogarnęła nagle gwałtowna niecierpliwość i nadmierne porywy ironii. Raz mu się sztuczną, chorobliwie troskliwą wydawała treść wykładu i całe to zgromadzenie, to znów bezmyślnym i dzikim mu się zdał straszliwy zgiełk sarajewskiej awantury...
Wycofał się z sali wykładowej do czytelni, gdzie już kilku panów i parę działaczek odbywało szeptem naradę wojenną, obliczając przepuszczalne armje, oraz uśmiercając je cichutko w nieomylnej kalkulacji przyszłych bojów. Szept ten prządł się z kąta pokoju uporczywy, śpieszny i bezradny...
Czuwano pilnie, by nie puścić wiadomości do sali wykładowej, nie chciano bowiem mącić pożytecznego wczasu nauki...