Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/403

Ta strona została przepisana.

Nie mogło się Maryśce pomieścić w głowie, że ci pospolici ludzie, o palcach żółtych od kręcenia papierosów, mają do rozdania tyle pieniędzy.
Wykonawszy swój nizki dyg, zwijała wargi w różowiutką trąbkę i odświętnym tenorkiem, patrząc z ukosa, zalotnie, na cesarza w banderji krakusów, lub na wesele Wierzynka, lub Kraszewskiego nad księgami, — wygłaszała swą prośbę...
Ramkie podziwiał ją... Wiedziała, gdzie iść samej, komu pokazać zbolałą matkę, do kogo udać się z Felusiem w nowej krawatce... Jak ominąć jakiegoś wyrzuconego redaktora, który w wystrzępionych spodniach czeka tu pod drzwiami całe tygodnie... Jak przyczepić się do dwuch starych aktorek, które siały sukniami na prawo i lewo, przechodząc koronacyjnie... Jak wreszcie wybiec na spotkanie generała, byłego przyjaciela „wuja“ Nastusi, który zjawiał się tu w czerwonej łunie generalskich podszewek...
Obyła się, otrzaskała w tym świecie, ogłady nabrała...
— A cóż pan myśli, — tłomaczyła to Ramkiemu u Sauera w kawiarni, czekając na lody, — cóż pan myśli, że się wstydzę?... Wszyscy sławni nasi ludzie, wszyscy o których się kiedykolwiek czytało w gazetach, wszyscy tam łażą... Nawet Tetmajer... Bardzo lubi, „kiedy kobieta omdlewa w objęciu“, ale czeka tam, taksamo, jak ja... Jak każdy najzwyklejszy śmiertelnik... Cała Polska tam waruje, a jabym się miała krępować?.. Rozbili nas, zniszczyli, — teraz wynagradzają, — to może mamy nie brać?!...
Przykrość w tym czasie miała tylko raz, jedną, gdy czekały razem z Zatorską...
Ale Maryśka postanowiła sobie z góry, „nie drgnąć”, żeby tam nie wiem co...
Bo trzeba było w końcu złożyć podanie o tę trafikę... Czekały obie przed temsamem biurem. Gadały sobie we framudze okna, tak cicho i ostrożnie... Klinek odkrytego ciała Zatorskiej padał tak nizko...
Z okna widać było wezbraną jesiennym bronzem falę plant. Cały korytarz przepełniały szepty złotego drzewa, stojącego samotnie w podwórzu.
Zatorska, że to, owo, tamto, — dzieci...
Dzieci, dzieci!... Maryśka słuchała bez współczucia: — Wiemy już... Gdybyś nie chciała, tobyś mogła ich nie mieć...
Dzieci, kłopoty i znów ten tom wierszy pośmiertnych...